Słowo „rozpoznawalni” zostało użyte rozmyślnie, dlatego, że „znani” to trochę za mocne określenie. Jednak z drugiej strony, mimo że nie są to gracze pokroju Messiego czy Ronaldo, to kibice orientujący się nieco w mniej lub bardziej odległej historii futbolu gdzieś te nazwiska słyszeli. Poprzednio skończyło się na defensywie, więc teraz trzeba ruszyć do przodu.

Zanim to jednak nastąpi, wypadałoby wybrać trenera. Przyjmując te same kryteria, czyli udana kariera piłkarska przed przybyciem do Polski, nasuwają się dwa nazwiska – Jose Mari Bakero i Dan Petrescu. Niby Hiszpan wywalczył nieco więcej trofeów, ale jeśli nasza drużyna ma wygrać jakikolwiek mecz, może lepiej, żeby swoimi ciężkimi (jak na polskie standardy) treningami poznęcał się nad nią Rumun.

petrescu

POMOCNICY

Marco Reich (Jagiellonia Białystok 2009)

Reich jako junior grał w klubach Viktoria Merxheim, SG Meisenheim/Odenbach oraz 1. FC Kaiserslautern, do którego trafił w 1992 roku. W 1996 roku po spadku klubu do drugiej ligi, piłkarz został przesunięty do pierwszej drużyny. W debiutanckim sezonie 1996/1997 rozegrał łącznie piętnaście spotkań i zdobył jedną bramkę. Kaiserslautern natomiast zajął pierwsze miejsce i awansował do ekstraklasy, w której jako pierwszy w historii, będąc beniaminkiem, wywalczył mistrzostwo Niemiec. W następnym sezonie zespół występował w Lidze Mistrzów, gdzie dotarł do ćwierćfinału. Łącznie w pierwszej drużynie Kaiserslautern Reich spędził pięć sezonów. W tym czasie wystąpił tam w 138 meczach i zdobył 12 bramek.

W 1999 roku piłkarz wystąpił w jedynym w swojej karierze meczu pierwszej reprezentacji, w którym Niemcy zremisowały 3:3 z Kolumbią. Reich grał 79 minut. W 2001 roku odszedł do 1. FC Köln, gdzie pełnił głównie rolę rezerwowego. Jego zespół uplasował się na siedemnastej pozycji w lidze i spadł do drugiej ligi. Wówczas Niemiec postanowił odejść do Werderu Brema, gdzie jednak, podobnie jak w Kolonii był tylko rezerwowym. W połowie sezonu 2003/2004 roku pomocnik przeniósł się do Anglii, a pół roku później Werder zdobył Mistrzostwo Niemiec.

reich

W występującym w Championship (drugi poziom rozgrywek) Derby County regularnie grywał w pierwszym zespole. W 2005 roku przeszedł do innego drugoligowca – Crystal Palace. Nie zdołał wywalczyć tam sobie miejsca w wyjściowej jedenastce, więc po trzech latach pobytu w Anglii, zdecydował się na powrót do Niemiec. Został tam zawodnikiem drugoligowego Kickers Offenbach. Po spadku tego klubu do trzeciej ligi, Reich przeszedł do angielskiego trzecioligowca – Walsall. Grał tam przez pół roku, a potem odszedł z klubu. I tak w 2009 roku znalazł się w Jagiellonii.

W klubie z Białegostoku rozegrał 15 spotkań ligowych, w których zdobył dwie bramki, oraz wystąpił w jednym meczu Pucharu Polski. Po zakończeniu rundy jesiennej rozwiązał swoją umowę z białostockim klubem. Poszło o pieniądze – Jaga chciała renegocjować kontrakt, piłkarz nie. Następnie Niemiec trafił do trzecioligowej austriackiej drużyny WAC/St. Andrä, a następnie do występującej na tym samym poziomie rozgrywkowym Austrii Klagenfurt. Od sezonu 2012/13 gra w austriackim klubie Villacher SV.

Nacho Novo (Legia Warszawa 2012)

novo

Hiszpan karierę zaczynał w ogórkowych zespołach z niższych lig, a w wieku 22 lat trafił do drugoligowego szkockiego Raith Rovers. Drugoligowe jednak pozostało tylko do końca sezonu, a to dlatego, że okazało się najsłabsze spośród całej stawki. Novo strzelił 18 bramek w 33 meczach, co zwróciło uwagę występującego w pierwszej lidze Dundee. Wiadomo, że w lidze szkockiej w tamtych czasach walczyło się o trzecie miejsce w lidze oraz przy odrobinie szczęścia o udział w finale Pucharu Szkocji. Szczęście owo polegało głównie na ominięciu po drodze Celticu i Rangersów. Na tych drugich Dundee trafiło dopiero w meczu finałowym, przegranym 0:1. Dzięki temu, że Rangers zdobyli mistrzostwo, Nacho wraz ze swoim klubem mógł zagrać w Pucharze UEFA. Europejska przygoda skończyła się jednak już po czterech meczach, a Hiszpan mógł skupić się na strzelaniu bramek w lidze. Zdobył ich dziewiętnaście, a wyczyn ten powtórzył w kolejnym sezonie, tyle że już w barwach Rangers.

W zespole tym grał do 2010 roku, a reprezentował go w 179 meczach szkockiej ekstraklasy, w których strzelił 47 bramek. Trzy mistrzostwa, trzy puchary ligi i dwa puchary Szkocji – to trofea klubu z czasów  gdy grał w nim Novo. Był te jeden przegrany finał Pucharu UEFA, chociaż sukces to właściwie żaden. W 2010 roku piłkarz wrócił do Hiszpanii, konkretnie do Sportingu Gijon. Spędził tam półtora roku, strzelał jak na lekarstwo, a trener kopnął go w dupę (rzecz jasna w przenośni) za rzekome sianie defetyzmu. Koniec końców wyszło na to, że Nacho przewidział los Sportingu – spadek do drugiej ligi. Wcześniej jednak pomocnik trafił do Legii Warszawa. W Warszawie nie zagrzał jednak miejsca – pół roku gry, 11 meczów ligowych, cztery w pucharze Polski i jedna bramka w półfinale tych rozgrywek. Po wypełnieniu kontraktu wrócił do swojego pierwszego poważnego klubu, czyli SD Huesca. W poprzednim sezonie rozegrał 34 mecze i strzelił 6 bramek.

Daisuke Matsui (Lechia Gdańsk 2013-?)

Nowy nabytek zespołu z Pomorza karierę zaczynał w Kyoto Purple Sanga (brzmi to bardziej jak nazwa herbaty niż klubu piłkarskiego), z którym w swoim debiutanckim sezonie spadł do drugiej ligi. Po roku zespół wrócił do najwyższej klasy rozgrywkowej, w której kolejną edycję rozgrywek ukończył na szóstym miejscu. Do tego doszło zwycięstwo w Pucharze Cesarza (odpowiednik Pucharu Polski), a w następnym sezonie Matsui otrzymał pierwsze powołanie do reprezentacji. Niby powinno być tylko lepiej, tymczasem jeszcze w tym samym, 2003 roku klub ponownie spierdzielił się  do drugiej ligi. Tym razem 12 miesięcy nie wystarczyło do powrotu, a w połowie następnego sezonu Daisuke dał nogę.

matsui

Wylądował w drugoligowym francuskim Le Mans, mimo że miał ofertę z Lazio Rzym. Nie podobał mu się jednak styl gry włoskich zespołów, więc wybrał grę na francuskiej ziemi. Po roku klub grał już w pierwszej lidze, a w styczniu 2006 roku Japończyk został nawet wybrany graczem miesiąca. Był to najlepszy okres w jego karierze – zyskał nawet przydomek „słońce Le Mans”. Jednak po kolejnych dwóch sezonach zaczęło mu się nudzić. Trafił do AS Saint-Étienne, ale pograł tam tylko rok.  Potem było coraz gorzej – Grenoble (spadek do drugiej ligi), będące stratą czasu wypożyczenie do rosyjskiego Toma Tomsk (7 meczów w niespełna pół roku) i powrót do Francji. W Grenoble dograł do końca sezon 2010/2011, a następnie przeniósł się do DFCO Dijon, w którym spędził trochę więcej czasu. Niestety tylko na ławce i w rezerwach, bowiem w całym sezonie zagrał jedynie trzy mecze. W sezonie 2012-2013 zawędrował aż do Bułgarii, gdzie w barwach Sławiji Sofia rozegrał 11 spotkań.

W lipcu 2013 roku trafił do Lechii Gdańsk, a już w debiutanckim występie w Ekstraklasie strzelił dwie bramki. Kiedy więc wydawało się, że jego kariera będzie się zwijać, 32-letni Matsui pokazał, że jeszcze może się komuś przydać. Osobliwa była też jego kariera reprezentacyjna – gdy w 2006 roku był jednym z najlepszych obcokrajowców w lidze francuskiej, Zico, trener reprezentacji Japonii, odstrzelił go z drużyny na Mistrzostwa Świata. Gdy zaś w 2011 roku wracał z zesłania na Syberię, wywalczył z Japonią mistrzostwo Azji. Jednak jego największy sukces nadszedł niecałe pół roku później, a było to prawdziwe mistrzostwo świata, choć całkowicie pozasportowe. Otóż piłkarz ożenił się z tą oto japońską aktorką i modelką, Rosą Kato:

rosa kato

NAPASTNICY

Euzebiusz Smolarek (Polonia Warszawa 2010-2011, Jagiellonia Białystok 2012-2013)

Nigdzie nie napisałem, że pod uwagę będą brani jedynie obcokrajowcy. Przed przyjściem do Polonii Ebi nigdy nie grał w polskiej lidze, a piłkarsko wychował się na zachodzie.  Zaczynał grać jako dzieciak w szkółkach piłkarskich w Holandii, gdyż tam kończył karierę jego ojciec. W sensie że w Holandii, nie szkółkach. W sezonie 2000/2001 znalazł się w kadrze pierwszej drużyny Feyenoordu Rotterdam, zdobywając z nim wicemistrzostwo kraju. Jednak w marcu 2002 doznał skomplikowanej kontuzji kolana, która wyeliminowała go z gry na 15 miesięcy. Z tego powodu nie dane mu było wystąpić w zwycięskim dla Feyenoordu finale Pucharu UEFA sezonu 2001/2002 przeciwko Borussii Dortmund (3:2). Mało tego, w kwietniu 2002 został zdyskwalifikowany na pół roku za rzekome zażywanie marihuany (ze skrętem nikt go jednak nie złapał). Zawieszenie i tak pokryło się z okresem rehabilitacji, jednak po powrocie na boisko nie udało mu się odzyskać formy. W następnym sezonie było już jednak lepiej – 21 meczów i 7 bramek. Jednak po jego zakończeniu z klubu odszedł trener Bert van Marwijk, a dla Ebiego, do którego szkoleniowiec miał słabość (owszem, to Holandia, ale chodzi o zażyłość czysto sportową) nadeszły ciężkie czasy.

W rundzie jesiennej zagrał tylko trzy mecze, ale już na wiosnę Smolarek dołączył do van Marwijka w Borussii Dortmund. Tam szło mu najlepiej w całej karierze, chociaż sam klub, w porównaniu z obecną renomą, był wówczas zgrają przeciętnych piłkarzy. Przed sezonem 2007/2008 Polak trafił do Racingu Santander, jednak mimo 34 pobytów na boisku, do siatki rywali trafił jedynie 4 razy. Hiszpański klub wypożyczył go do angielskiego Boltonu, ale tam było jeszcze gorzej – 12 meczów  w Premier League i okrągłe zero goli. Jedyną bramkę w barwach tego zespołu strzelił w meczu Pucharu Anglii przeciw Sunderlandowi. Wrócił do Santander, ale klub rozwiązał z nim umowę. Klub znalazł dopiero w grudniu 2009 roku. Mimo, że kontrakt miał obowiązywać do 2012 roku, już po 7 miesiącach rozwiązano go za porozumieniem stron. Dwa dni później trafił do zasilanej kasą Józefa Wojciechowskiego Polonii.

es

W sumie cholera wie, dlaczego Ebiemu w tej Polonii nie poszło. Strzelił siedem bramek w lidze (czyli tyle, ile w najlepszym sezonie w Feyenoordzie), nie bumelował na treningach, a gdy miał zaufanie trenera, to odpłacał się tak, jak umiał. Zrobiono z niego kozła ofiarnego, chociaż za niepowodzenie mocarstwowych planów Wojciechowskiego odpowiadała cała drużyna. Następny sezon Ebi rozpoczynał już w dużo cieplejszym miejscu – katarskim Al Khor. Rzecz jasna również dużo atrakcyjniejszym finansowo. Zagrał tam tylko 10 meczów, w których zdobył 3 bramki, ale co zarobił – to jego. Pod koniec stycznia 2012 roku podpisał kontrakt z holenderskim ADO Den Haag. Bilans 12 meczów-2 bramki na kolana nie powala, ale mimo tego problemów ze znalezieniem kolejnego pracodawcy nie miał – zgłosiła się po niego Jagiellonia Białystok, w której spędził cały ostatni sezon. I to na razie tyle. Umowa dobiegła końca a Ebi pozostaje bez klubu. Pojawiły się pogłoski, że interesuje się nim Widzew Łódź, ale ile w tym prawdy doprawdy nie wiadomo.

Oleg Salenko (Pogoń Szczecin 2000)

O tym, że Grzegorz Lato był królem strzelców Mistrzostw Świata wie chyba każdy. Dużo mniej ludzi wie, że nie był jedynym piłkarzem z tym tytułem, który grał w polskiej lidze. Na mundialu w 1994 roku reprezentacja Rosji w pierwszym meczu rozgrywek grupowych mierzyła się z Brazylią. Porażka 0:2 sprawiła, że następny mecz, ze Szwecją, był spotkaniem „o życie”. W czwartej minucie Salenko trafił z rzutu karnego, jednak były to miłe złego początki – skończyło się na 1:3. Ostatni mecz Rosjanie grali z mającym iluzoryczne szanse na awans Kamerunem. I wtedy odpalił Salenko – strzelił pięć bramek i mimo tego, że Rosja z grupy nie wyszła, został wraz z Christo Stoiczkowem najlepszym strzelcem turnieju. Co ciekawe,  Bułgar ostatnią bramkę strzelił w półfinale, więc doszło do sytuacji, w której obaj królowie grali w drużynach, które nie załapały się nawet na podium. Poprzednio taka sytuacja miała miejsce w 1986 roku, gdy najwięcej bramek na mundialu (6) strzelił Anglik Gary Lineker (w tym niestety trzy gole władował naszej reprezentacji). Ale wróćmy do Salenki.

salenko

Jego pierwszym klubem był Zenit Leningrad (tak, dzisiejszy Petersburg), ale dopiero w drugim klubie wywalczył mistrzostwo ZSRR. Było to w 1990 roku, a tytuł powędrował do graczy Dynama Kijów. Do tego klub ze stolicy Ukrainy wywalczył też Puchar Związku Radzieckiego. Salenko załapał się jeszcze na pierwszą edycję rozgrywek ligi ukraińskiej, a potem wyjechał do Hiszpanii. Dwa sezony w CD Logroñés i sezon w Valencii zaowocowały 30. bramkami na hiszpańskich boiskach. W kolejnym sezonie piłkarz grał już w Glasgow Rangers, ale tylko pół roku. Klub zdobył mistrzostwo i puchar kraju, ale Rosjanin w trakcie sezonu trafił do tureckiego Istanbulsporu. Runda wiosenna była dla niego bardzo udana – zagrał w piętnastu meczach i strzelił jedenaście goli. Był to ostatni dobry moment w karierze Salenki, bowiem w następnych dwóch sezonach zagrał w zaledwie trzech meczach. Drugie tyle ukulał w kolejnym sezonie w barwach hiszpańskiej Cordoby. Nie wiem, co kierowało władzami Pogoni gdy ściągali takiego emeryta (chyba właśnie magia tytułu „króla strzelców”), ale faktem jest, że w protokole meczowym się zapisał. Dokładnie, „protokole” – facet zagrał w jednym(!) meczu, w dodatku było to jedynie ostatnie osiemnaście minut spotkania ze Stomilem Olsztyn. Były to jego ostatnie chwile w profesjonalnej piłce, chociaż mówi się, że profesjonalistą przestał być na długo wcześniej. Dużo jadł, a podobno i popijał przeróżnymi napojami.

Danijel Ljuboja (Legia Warszawa 2011-2013)

Jego pobyt w Polsce również zakończyły „przeróżne napoje”. Zanim jednak  trafił nad Wisłę, robił karierę we Francji. Grał tam od początku swojej profesjonalnej przygody z piłką. W ciągu dwóch sezonów w Sochaux rozegrał 62 mecze, zdobywając 20 bramek. Kolejne cztery lata spędził w RC Strasbourg (123-34), a następnie zakotwiczył w PSG. W sumie podczas gry we Francji wywalczył dwa Puchary Francji – po jednym w Strasburgu i Paryżu. W 2005 roku przeszedł do niemieckiego VfB Stuttgart, najpierw na wypożyczenie, a później na stałe.  Od tego momentu jego statystyki nie robiły już takiego wrażenia, a kluby zaczął zmieniać jak rękawiczki. Miał jeszcze relatywnie udany sezon 2009/2010 w Grenoble po powrocie do Francji, ale w kolejnym po zaledwie trzech meczach przeniósł się do OGC Nice. Średnia jednej bramki na sześć meczów nie była imponująca, ale i tak zainteresowała się nim Legia.

ljuboja

Klub z Warszawy potrzebował jakiegoś naprawdę znanego nazwiska, więc padło na Serba. Okazał się on bardzo dobrym wyborem – w ciągu dwóch sezonów zagrał w 56 spotkaniach ligowych i strzelił 23 bramki. Wszystko byłoby pięknie gdyby nie balowanie w jednym ze stołecznych lokali – władze Legii chciały się piłkarza pozbyć, a to był idealny pretekst. Świętującego z Ljuboją Miroslava Radovicia najgorsze jednak ominęło, ponieważ był dla klubu cenniejszym piłkarzem. Na początku obecnego sezonu Ljuboja podpisał kontrakt z drugoligowym francuskim RC Lens.

Jakieś propozycje na ławkę rezerwowych?