W Internecie, w prasie i w telewizji aż roi się od różnego rodzaju poradników, które usiłują wmówić człowiekowi, że zastosowanie się do nich przyniesie szczęście. Większość z nich jest na tyle banalna, że samo zapoznanie się z nimi uszczęśliwia, ponieważ radujemy się faktem, że nie jesteśmy tak głupi jak ich autorzy. Nikt jednak nie wierzy nauce, bo często zamiast banalnych frazesów, mamy nieprawdopodobne odkrycia.

Co w takim razie według jajogłowych sprawia, że poczujemy się lepiej? Przed nami lista siedmiu rzeczy, które uczynią nasze życie pełniejszym i szczęśliwszym. Dla naukowców, którzy do tych odkryć doszli, jest to na pewno marnowanie pieniędzy podatników na różne dziwne i bezsensowne badania, a dla nas, szarych ludzi jest to…

Oglądanie smutnych filmów

Wystarczy przyjrzeć się najlepszym filmom ostatnich lat (ale i również wszechczasów) by dostrzec pewną zależność. Większość z nich została stworzona po to, by biedny widz, szczególnie płci pięknej, mógł zalewać się łzami przez ponad półtorej godziny, by na końcu niemal umrzeć z odwodnienia. Smutna historia, beznadziejne przypadki, wojna, terror, pożoga i niespełnione miłości – to wszystko jest zmieszane i zawarte w najlepszych Hollywoodzkich produkcjach, które zbierają setki nagród i dziesiątki minut owacji na stojąco.

Naukowcy nie omieszkali bliżej przyjrzeć się temu zjawisku, badając kilkaset osób oglądających film „Pokuta” z 2007 roku. Kto widział – ten wie, kto nie widział – ten może obejrzeć i popłakać. Przed seansem, a także trzy razy w ciągu niego, badacze zaoferowali widzom ankietę w celu określenia ich poziomu szczęśliwości. Po filmie natomiast poprosili ich o ocenę swoich emocji. Okazało się, że oglądający poczuli się szczęśliwsi, ponieważ porównywali swoje życie oraz relacje z historią filmu, która okazała się dwugodzinnym przedstawieniem ludzkiej tragedii. Tak więc jeżeli chcesz zbagatelizować swoje problemy, obejrzyj Titanica i pomyśl, że to ty mogłeś zamarznąć/utonąć w oceanie, podczas gdy twoja jedyna miłość leżała sobie beztrosko na drzwiach i nie chciała się przesunąć.

Jedzenie czerwonego mięsa

Ponoć czerwone mięso jest niezdrowe, ale według badań przynajmniej umrze się szczęśliwszym. Bowiem według naukowców szamanie świnek, krówek, owieczek, sarenek czy koników jest dobre dla zdrowia psychicznego. Niespożywanie czerwonego mięsa, lub jedzenie bardzo małych ilości, podwaja ryzyko zachorowania na depresję.

Badanie przeprowadzono na tysiącu Australijek, które obnażyły się ze swoimi nawykami żywieniowymi i dietą, a także zdrowiem psychicznym. Naukowcy oczywiście wzięli pod uwagę również inne ważne czynniki socjoekonomiczne wpływające na umysł, coby ich badania nie wyglądały jak praca licencjacka studentki socjologii. Wyszło na to, że kobiety jedzące przynajmniej 60 gramów mięsa cztery razy w tygodniu mają znacznie mniejsze szanse na popadnięcie w depresję. Zaznaczyć jednak należy, że to zasługa głównie wysokiego poziomu składników odżywczych oraz kwasów tłuszczowych omega-3 – obecnych w naturalnych hodowlach, gdzie zwierzęta mogą pohasać sobie po świeżej trawce.

Zajmowanie umysłu

Nie oszukujmy się – praca dla większości z nas mało ma wspólnego ze szczęściem. Oczywiście zdarzają się fuksiarze, którym trafiła się robota marzeń, ale są to jednostki, których i tak większość społeczeństwa nienawidzi za bycie w czepku urodzonym gnojkiem. Niemniej, obijanie się na kanapie przy telewizorze lub wylegiwanie na plaży także szczęścia nie przynosi. Wiele badań wskazuje natomiast na to, że prócz aktywności fizycznej, zajmowanie sobie umysłu czyni ludzi o wiele szczęśliwszymi niż gdyby pierdzieli w stołek bez żadnych zobowiązań. Powodów jest kilka – ludzie, którzy podejmują się wielu zadań naraz czują się bardziej spełnieni od tych, którzy się opieprzają lub robią tylko jedną rzecz w danej chwili. Nawet jeżeli ogarnianie kilku czynności w jednej chwili jest męczące, to ogólnie przynoszą one znacznie większą radochę. Naukowcy poprosili śmiałków o szybkie wypowiadanie losowych zdań, zarówno tych negatywnych jak i pozytywnych. Okazało się, że bez względu na wydźwięk tego co mówili, badani nadal czuli pozytywnego kopa wynikającego z ciągłego szybkiego myślenia.

Sprawca tego wszystkiego jest jeden – dopamina, dzięki której mózg jest motywowany do dalszego działania i zwiększania produktywności. Za każde dobrze wykonane zadanie do mózgu wpada zastrzyk dopaminy. Tak więc im więcej ukończonych zadań, tym więcej dopaminy. Ale uwaga, stąd też bierze się pracoholizm.

Kłócenie się

Teraz pora na bolesną prawdę – większość dupków celowo stało się dupkami. Większość istot ludzkich ma zwierzęcą potrzebę agresji, nawet jeżeli wiedzą, że nie wygrają danego starcia. Nasza pierwotna agresja sprawia, że wyżynamy ludzi w grach komputerowych, bawimy się pistoletami za młodu i z radością oglądamy jak Najman dostaje po ryju. Według naukowców agresja wyzwala dopaminę, czyli nasz kochany hormonalny stymulant.

Badania na samcach myszy wykazały, że (w skrócie ujmując) wstrzyknięcie gryzoniowi narkotyku blokującego produkcję dopaminy zniwelowało agresywne zachowania wobec innych samców. Gdy jednej z myszy zabrano samiczkę podkładając za nią nowego samca, ten pierwszy prał mu dupę przy każdej możliwej sposobności w ramach zemsty za odebranie partnerki – nawet wtedy, gdy to już nie miało sensu. Aż do zablokowania dopaminy. Tak więc nie dziwcie się, jeżeli kłótnie z którymi macie do czynienia są bezsensowne i do niczego nie prowadzą. Ludzie wiecznie będą się hejtować i wymyślać coraz to nowe argumenty, byleby tylko podtrzymać awanturę, która już dawno przestała mieć jakikolwiek cel i sens. Jedyną możliwością jest oczywiście odseparowanie zwaśnionych, by mogli ochłonąć i obniżyć przez to poziom dopaminy, którą byli naćpani przez cały ten czas.

No to co? Idź zrobić zadymę po dołującym filmie, przeżuwając przy tym udko kurczaka! Będzie to multitasking? Będzie! Ostatnia trójca już niebawem.

Źródło: cracked.com