Japończycy słyną z dość nietypowego dla nas podejścia do seksualności. Kwitnie u nich chociażby przemysł gier erotycznych zwanych Eroge. Reszta świata chyba ma lepsze rzeczy do roboty niż ślinienie się na widok komputerowych „aktów”. Ale nie w kraju krzemem i tsunami płynącym. Tam jeden tytuł przebija drugi, a czasem pojawiają się prawdziwe perełki, takie jak RapeLay.

Twór jest dziełem panów z Illusion Soft (nie mylić z Illusion Softworks, zwanego dziś 2K Czech) i został wydany w 2006 roku, z początku nie zwiastując żadnego skandalu. Dopiero trzy lata po premierze ktoś mądrze zauważył, że – jak to mawiał pan Ferdynand – „pałka się przegła”. Gra otrzymała od mediów łatkę symulatora gwałtu, otrzymując dzięki temu całkiem niezłą darmową reklamę.

To, co wyróżnia RapeLay na tle innych gier Eroge, to kontrowersyjna fabuła. Celem gry jest dokonanie gwałtu. Na imię ci Kimura Masaya (tak jakby to miało jakieś znaczenie) i jesteś zwykłym, szarym stalkerem, jakich wielu. Na twój celownik trafia rodzina Kiryuu, czyli matka i dwie córeczki. Nie, ojca do zgwałcenia nie ma, na całe szczęście. Zaczynamy dobierając się do dziewczyn w metrze. W zatłoczonym pociągu pozostali pasażerowie są tylko przeźroczystymi sylwetkami, by gracz nie ominął żadnego szczegółu zabawy, a przy tym dostał miłego dreszczyku, że robi to w miejscu publicznym. Albo po prostu grafikom nie chciało się modelować dodatkowych postaci, co jest bardziej prawdopodobne. Rozgrywkę natomiast kończymy w cichej i spokojnej lokacji, gdzie nikt nam nie przeszkodzi w naszych niecnych uczynkach. Tam też dochodzi do „obcowania”. I tyle. Sprawny klikacz przejdzie całą grę w 15 minut. Jako bonus pojawiają się wtedy nowe tryby gry. Ot, chociażby, można zrobić pięciokąt z nieletnią.

Daj mi tę noc

Rozgrywka przypomina masę podobnych gier Eroge. Każda w zasadzie jest bliźniaczym klonem poprzedniej, tyle że z inną fabułą. Sterowanie odbywa się za pomocą myszki i jej scrolla, co pozwala na obsceniczne macanie, rozbieranie i wybieranie pozycji seksualnych. Bardziej wymagający gracze mogą założyć jednej z bohaterek kocie uszy, co sprawi, że nastoletnie dziewczę będzie miałczeć i mruczeć. Co kto lubi… Grafika jest typowo mangowa, a więc bohaterki prezentują się nieco karykaturalnie. Co ciekawe, ze względu na cenzurę obowiązującą w Japonii, genitalia w oryginalnej wersji gry zostały zasłonięte.

RapeLay przypomina bardziej przeglądarkową minigierkę, aniżeli pełnoprawną produkcję. Nazywanie jej „symulatorem” jest równie mądre, co stwierdzenie, że Mario to symulator tripu narkotykowego. Jedyną drobinę realizmu w RapeLay daje fakt, iż biedne dziewczę może zajść w ciążę. Wszystko w zasadzie sprowadza się do klikania w ubogie menu z wyborem interakcji z ofiarą i obserwowania animacji. Być może to celowy zabieg, aby gracz mógł mieć chociaż jedną rękę wolną… Dla kogoś normalniejszego za dużo do roboty w grze nie ma, zwłaszcza w porównaniu z tym, co oferuje prawdziwe życie. I do tego wcale druga strona nie musi być brana siłą.

Fabuła, wydawałoby się, że nieistotna w tego typu produkcjach, odgrywa w RapeLay kluczową, sprośną rolę – ponieważ chodzi o gwałt i kazirodztwo. Gdyby nie to, gra zapewne zostałaby zbyta wzruszeniem ramionami, a reszta świata zostawiłaby Japończyków wraz ze swoimi perwersjami w spokoju. Tymczasem jednak, po interwencji cywilizacji zachodu, RapeLay została zakazana i wycofana ze sprzedaży oraz zyskała światowy rozgłos dzięki telewizyjnym reportażom i setkom oburzonym obrońców moralności. W tym przypadku chyba słusznie. Gra zamiast podniecać, wzbudza politowanie. Jedyne co przy RapeLay może się unieść, to brew ze zdziwienia, że takie gry mogą się sprzedawać.

Dziwny jest ten świat

Oczywiście można się spierać, czy mordowanie minigunem lub wyrywanie kręgosłupów jest mniej chore od gwałtu. Być może wynika to z faktu, że z przemocą w rozgrywce elektronicznej i popkulturze jesteśmy już obyci od dziesięcioleci. Strzelając do Niemca podczas drugiej wojny światowej nie zaspokajasz swojej rządzy zabijania i ukrytego seryjnego mordercy siedzącego w głębi osobowości. Prędzej ziewasz i szukasz zapasowego magazynka.

RapeLay natomiast wydaje się być przeznaczona dla zwolenników idei gwałtu i czerpiących z niej satysfakcję. Jednakże kiepski to symulator, w którym dziewczyny nie wołają o pomoc, nie uciekają i dają sobą swobodnie manipulować.