Przechadzając się drogą powrotną analizował swoją sytuację. Uznał, że powolny spacer zamiast przebieżki autobusem dobrze mu zrobi. Włożywszy ręce w kieszenie przybrał nieco zgarbioną pozę wiecznego nieudacznika i wgapił się w chodnik. Chwilę później zaczepiła go dziewczyna ze zbyt ostrym makijażem, jednak o sympatycznym i urokliwym spojrzeniu.

– Hej, kolego. Chyba mam coś, czego ci potrzeba – odezwała się dźwięcznym głosem, nieco przesadzając z akcentowaniem ostatnich sylab w wyrazach. Może dlatego, że żuła gumę bez zamykania ust.

– Dostatnie życie? – Nie miał ochoty na rozmowę.

– Nie, ale połykam.

Zręcznie ją wyminął.

Czym jest normalność? Tym, że on, całkowicie stabilny w każdym aspekcie, miewa czasem utraty świadomości? Czy właśnie tak się definiuje wariatów? Nie potrafił tego kontrolować, jednak, co najważniejsze, nie wyrządzał nikomu tym krzywdy. Mógł szkodzić jedynie samemu sobie, co było i tak wątpliwe oraz ciężkie do udowodnienia. I za to, za te tymczasowe odchyły, był uważany (a przynajmniej tak sądził) za dziwaka, świra i osobę, od której lepiej trzymać się z daleka. Tylko czekał, aż ktoś ze znajomych przypadkiem się dowie o jego odwiedzinach u psychiatry, by jakiekolwiek jego dalsze interakcje z ludźmi z otoczenia wypełniły się szyderstwem, pokpiwaniem i wytkniętymi palcami.

A co z tymi, którzy piorą słabszych dla własnej uciechy lub demolują własność publiczną lub jakąkolwiek nie-swoją? A co z idiotami, którzy wsiadają za kierownicę pod wpływem? Co z alkoholikami, którzy terroryzują własną rodzinę z chorą satysfakcją? Co z nastolatkami, którzy jako jedyny cel w życiu obierają lansowanie się i szpan? Co ze starymi babciami, które odbijanie piłki o blok albo skakanie po kałużach uznają jako akt czystego demonizmu i degeneracji najmłodszych pokoleń? Co z tymi wszystkimi ludźmi, którzy ś w i a d o m i e ukazują swoje odchyły, pamiętając je i uznając za całkowicie w porządku? Czy oni są normalni? Czy to jest mniej pojebane? Tak łatwo to zignorować i wysyłać do psychiatry osobę, która wydaje się być najnormalniejsza z ich wszystkich? Dlaczego taki jeden mały defekt ma definiować człowieka, podczas gdy inni całe życie siedzą w psychicznym gównie?

Ogrom pytań bez odpowiedzi wywoływał coraz to większą bezradność. Chciało mu się krzyczeć. Chciało mu się płakać. Chciał się zabić i żyć pełnią życia jednocześnie. Całe zatrzęsienie emocji, które do tej pory potrafił zinterpretować, w tym momencie zlewało się w jedną zimną papkę. Łukasz próbował ogarnąć ten cały moloch, jednak stopniowo zatracał się i grzązł w żalu. Do świata. Do siebie. Do tych pierdolonych narkotyków. Do czegokolwiek co podejrzewał, że wtrąciło go w tę mizerną sytuację życiową.

Powoli mijał kolejnych ludzi, na których tym razem zupełnie nie zwracał uwagi. Szedł prosto przed siebie, nie schodząc nikomu z drogi. Jednych trącał lekko ramieniem, drugich prawie taranował, lecz usuwali się w ostatnim momencie. Zapewne spodziewali się, że to on powinien odsunąć się i ustąpić toru. Pech chciał, że nie przejmował się również cwaniakowatymi pyskami, które chodziły pewnie i zawsze prosto, nie schodząc nikomu z drogi. Choćby na ich trasie stało zasrane drzewo, to i tak mieliby opory z usunięciem się w bok. Czy to oznaka jakiegoś chorego honoru, prestiżu czy może próba udowodnienia czegoś – nie wiedział. Wiedział natomiast, że wpakował się wprost na takiego oprycha właśnie teraz, zaledwie kilka ulic od domu.

Łukasz odbił się od nabitej mięśniami klaty i spojrzał w górę na rosłego i tęgiego byczka. Tępy ryj i unikatowo puste spojrzenie wyrażały jedynie cwaniactwo i monumentalną pewność siebie. Z reguły taki osobnik zadowala się pizganiem z bara, czym zapewne udowadnia swoją wyższość, jednak tym razem zaspokajał się bezpośrednim starciem. Przez chwilę Łukasz ironicznie zastanawiał się z jakim gatunkiem małpy ma do czynienia.

– Jak kurwa chodzisz pajacu? Wyjebać ci? – ochrypły głos wydarł się na niego i osiłek rozłożył szeroko ręce oraz lekko się zgarbił.

Była to typowa postawa skretyniałego agresora. Przerabiał to setki razy. Znał ten typ człowieka od podszewki. Kolejny niewydolny umysłowo.

Zapomnieli jak kochać i zaspakajają już tylko swoje popędy seksualne. Zacofani i prości. Męskie gówna z domieszką koksu i dragów. W sam raz dla równie inteligentnych, pokrytych bejcą panien, które ślinią się i piszczą na widok mięśni wyhodowanych na paszy dla świń (oby tylko). Na dyskotekach takich pełno i po krótkiej obserwacji nie trudno dojść do wniosku, że ich mózg jest usytuowany w główce od penisa, który kurczy się stopniowo z każdą koleją wizytą na siłowni. Ale i na to jest sposób. Sportowe samochody, gnębienie słabszych i wszelkie inne sposoby okazywania swojej wyższości, niestety tylko materialnej i siłowej. Jest czym podjechać po kobietkę, jest czym przywalić w mordę… czego od życia chcieć więcej?

Agresja jest najbardziej prymitywną formą zabłyśnięcia u rówieśników i płci przeciwnej. I co najdziwniejsze, działa najlepiej. Jednak małpie instynkty, gdy samicę dostaje najsilniejszy w stadzie są nadal aktualne. Niestety, suma ich inteligencji pomnożona dodatkowo przez dwa, nie przewyższa tej, jaką posiada byle kwiatek na parapecie.

Zastanawiająca jest jednak ich przyszłość. Czy będą kraść całe życie, czy wykładać towar w supermarkecie? Niektórym się może powiedzie i zostaną kimś, kim marzyli być od dzieciństwa. Zostaną o c h r o n i a r z a m i. Oto wymarzona robota każdego takiego jełopa. To oni będą decydować czy wejdziesz na imprezę, to na ich widok laseczki będą robić maślane oczy, to oni będą mieli władzę. Raj na ziemi. No i będzie można komuś wpierdolić za darmo w imię wyższych wartości…

„Niektórzy ludzie nie mają sobą absolutnie nic do zaoferowania.”

– Nic już mnie dzisiaj nie zaskoczy – rzucił Łukasz w eter i próbował iść dalej w swoją stronę. Starał się zignorować problem, jednak problem go złapał za kołnierz i przyciągnął do siebie. Poczuł mordercze spojrzenie wybałuszonych oczu łysej pały, ale bał się unieść głowę by to zobaczyć.

– Masz jakiś problem kolego?

– Nie, nie mam. Idę tylko w swoją stronę – chciał z tego jakkolwiek wybrnąć bez potrzeby przepraszania tego nadętego błazna.

– Przeproś.

– Co? Za co?

– Przeproś, kurwa, powiedziałem.

Łukasz szarpnięty przeczuciem rozejrzał się dookoła. Na murku siedziało dwóch innych łysych marginesów, którzy z piwkiem w dłoniach przyglądali się z szyderczym uśmiechem całemu teatrzykowi. Nie mylił się – jełop się po prostu popisywał. Zapewne również sam stanął na drodze, by Łukasz, wgapiony we własne myśli i chodnik, mógł wpaść na niego.

Wziął głęboki oddech i podziękował sobie w głębi ducha, że nie jest seryjnym mordercą, chociaż w kilku sytuacjach życiowych niewiele brakowało, by stać się jednym. Ta sytuacja była jedną z tych. Wiedziony swoim honorem nie miał zamiaru upodlać się jeszcze bardziej, niż życie go do tego zmusza i starał się jak najszybciej wynaleźć dyplomatyczne wyjście z tej żałosnej scenki.

– Słuchaj, człowieku, miałem naprawdę ciężki dzień. Wczorajszy, przedwczorajszy, dzisiejszy i, kurwa, pewnie jutrzejszy też. Po prostu daj mi iść w moją stronę.

Byczek zrobił jeszcze bardziej tępą minę. Łukasz daremnie się łudził, że ten zrozumie cokolwiek, zwłaszcza, iż próbuje się popisać przed kumplami. I dziewczyną. Usłyszał właśnie dziki kwik śmiechu. Gdy zlokalizował źródło, dostrzegł panienkę wracającą z ustronnego miejsca w pobliskich krzaczorach. Zapewne by się odlać, choć wcale by się nie zdziwił, gdyby zobaczył jeszcze jednego łysola wychodzącego za nią i zapinającego rozporek z obleśnym uśmiechem na pysku.

A teatrzyk trwał w dalej.

– Gówno mnie to obchodzi. Przeproś, albo będziesz to zaraz robił na kolanach. – Trep wyglądał na zadowolonego ze swojego tekstu, który miał na celu jeszcze bardziej poniżyć i upodlić.

– Przeproś go i masz spokój, koleś. Se pójdziesz – dołączyła się panienka.

Łukasz rozejrzał się i nie dostrzegł nikogo, kto ewentualnie mógłby się za nim wstawić. Był na jeszcze bardziej przegranej pozycji.

– Przepraszam, że musiałeś szukać zaczepki u mniejszego i słabszego tylko po to, żeby się popisać. Albo poprawić swoją pozycję w stadzie, czy udowodnić sobie swoją wartość. Wszystko jedno.

– O kurwa, taki cwaniaczek z ciebie? – Ironią losu było to, że Łukasz był w jego oczach cwaniaczkiem. – To może się spróbujesz, co?

Łysy odepchnął Łukasza i przybrał gardę. Widownia na murku widocznie się rozjątrzyła. W końcu czekało ją widowisko. Rejewicz skurczył się ze strachu i przełknął ślinę. Praktycznie na niczym mu już nie zależało, więc równie dobrze mógł rzucić się z dzikim okrzykiem na napastnika. Lecz był pewien że tamten nie poczuje nawet najsilniejszego ciosu. A jako, że władał intelektem lepiej, niż łysy siłą, to postanowił próbować dalej walczyć swoją bronią. Rozmowa była jedynym możliwym wyjściem z tej opresji. Ewentualnie i ucieczka wchodziła w grę, jednak nią zhańbi się dopiero w ostateczności.

– No co ty, stary? Przecież widzisz, że nie mam szans.

– Widzę, to na chuj cwaniakujesz?

Zazwyczaj dla utrzymania bezkonfliktowości związków międzyludzkich wolał zachowywać te bardziej negatywne przemyślenia dla siebie. Jednak był zbyt znerwicowany, by przestrzegać rutyny.

– Bo nie widzę powodu żeby cię przepraszać. Nie wydaje ci się to logiczne? To absurdalne, że zachodzisz mi drogę i czekasz aż na ciebie wpadnę, a potem każesz się przepraszać. No kurwa, zrozumże. Postaw się w mojej sytuacji. Czemu świat musi być taki popierdolony? Czy szukanie zaczepki to szczyt życiowych ambicji? Pełnia życia? To właśnie chcesz robić? To chore, by czerpać z tego radochę. To chore, by się temu przyglądać z podnieceniem i obserwować upokarzanie drugiego człowieka. Co w tym jest takiego zajebistego, co? – W pełni strachu rzucał jedynie pojedyncze zdania. Szybkie i krótkie myśli, które na bieżąco przychodziły mu do głowy. Był bliski płaczu. Nie dlatego, że mógł oberwać, tylko że ludzkość może być tak gównianie zaprogramowana.

– O czym ty do mnie gadasz, człowieku?

– Jeżol, zostaw go. To jakiś świr. Zaraz się posra – zapiszczała panienka.

– Wypad stąd, młody. Wracaj na swoją planetę.

I poszedł. Wkurwiony, przybity, zdołowany i rozdygotany jeszcze bardziej.

„Samokontrola powinna być przedmiotem w szkole.”