Prywatne psychoterapie, z ponoć kompetentnym doktorem, sprowadzały się do ciągłego opowiadania o swoim dzieciństwie i dzielenia się swoimi przeżyciami. Szczególnie tymi podczas omamów. O ile Łukasz chętnie opowiadał o przeszłości, zwłaszcza przez to, że miał okazję na głos powspominać zmarłego ojca, to już przeżycia ze starszą kobietą i zapewne też niewidomą dziewczynką pozostawił dla siebie. Przekornie, jak gdyby wciąż wierząc, że było to wszystko częścią ogólnodostępnej rzeczywistości. Jedyne co zdradził, to te przedziwne wzory rysujące się przed oczami oraz zmiennokształtne pomieszczenia i czasem również ciche szepty. Zdawał sobie sprawę, że opowiadając o postaciach i rozmowach mógł tu zawitać na o wiele dłużej niż przypuszczał.

– Według ciebie, dlaczego tu jesteś?

– Ponieważ ktoś teoretycznie mądrzejszy ode mnie uznał, że może mi to pomóc.

– I pomaga?

– Tego się dowiem przy okazji zderzenia z codzienną rzeczywistością. Poza tymi murami.

– Tak bardzo chcesz wyjść?

– Nie to miałem na myśli – westchnął głęboko. – Po prostu nie jestem w stanie teraz stwierdzić czy pozbyłem się czegoś, co nie ode mnie zależy.

– Masz na myśli twoje zamroczenia? Okresowe halucynacje?

– Tak, jeżeli tak chce to pan nazywać.

– Myślisz, że są one spowodowane uszkodzeniem mózgu, czy raczej ich przyczyna siedzi w twojej świadomości?

– To raczej pan powinien mi to powiedzieć. Nie mam zdania na ten temat.

– Czy twój ojciec szanował twoje zainteresowania?

– Rzadko. Nie, chyba jednak nigdy. – Zatopiony wygodnie w kanapie podziwiał pożółkły sufit i opisywał swoje życie.

– W jaki sposób to okazywał?

– Kpił sobie. I zdrabniał. Te zdrobnienia były najgorsze, bo czułem, że nie traktuje poważnie tego, co ja uwielbiałem. Nigdy nie powiedział „kapsle”, gdy je kolekcjonowałem w podstawówce. Mówił „kapseleczki”. O komiksach, które potrafią być naprawdę głębokie, inteligentne i ciekawe, mówił „komiksiki”. Mimo, że kiedyś sam mi czasem je przynosił. Czułem w tych słowach wyszydzanie i brak szacunku.

– O co twoja matka miała do ciebie najczęściej pretensje?

– Praktycznie o wszystko. Nawet jak nie było o co, to potrafiła znaleźć dobry dla siebie powód. Myślę, że to jest jej sposób na rozładowanie emocjonalne. Próba zrzucenia odpowiedzialności za swoje niepowodzenia na kogoś innego. Zawsze padało na mnie, bo nie potrafiłem się twardo obronić. Ojciec potrafił, nawet pięściami.

– A próbowałeś spojrzeć na to w ten sposób, że faktycznie miała powody do narzekań?

– Tak, ale są ludzie, którzy mają gorzej niż ona i nie narzekają tyle. Wręcz przeciwnie. Potrafią ze swojego nędznego życia wyciągnąć i pozytywne aspekty. Matka nie pomyśli o głodujących dzieciach, o bezdomnych czy niepełnosprawnych. Powinna się cieszyć, że ma dom, jedzenie, obie ręce i nogi i wie co to telewizja. Należy do tych kilku procent całej szczęśliwej populacji. Może życie ją tak rozpieściło, że traktuje małe potknięcia jako wielki problem. Poza tym zawsze czułem, że szuka problemu na siłę. Rozlane mleko to nie jest powód, żeby o tym gderać przez następne kilka dni. Zwłaszcza, że jest sprzątnięte w minutę, a kolejne przyniesione ze sklepu. Ale ona woli roztrząsać, brnąć i się czepiać. I tak przez całe życie. Niedługo jak zapalę zapałkę to się będzie drzeć, że pożar.

– Nie przepadasz za swoją rodziną?

– Dla mnie to jest mizerna imitacja rodziny. W zasadzie już teraz nawet gorzej, bo zmarł ojciec, a zachowanie matki na pewno się nie poprawi. Jednak ich kocham, kochałem. I oni mnie zapewne też. Tylko to straszne gów… – powstrzymał się przed brzydkim wyrazem. – Ten straszny chaos, który mają w głowie może sugerować inaczej. Chaos, plus oczywiście alkohol. Ja już wiedziałem, że jest kiepsko, gdy ojciec był na tym etapie, gdy już zwala się winę na wszystko, tylko nie na alkohol.

– Kiedy ostatni raz byłeś szczęśliwy?

– Nie pamiętam. Zawsze jak brałem to miałem tymczasową namiastkę szczęścia. Sztuczny przypływ dopaminy, czy czegoś w tym rodzaju. A tak naturalnie, sam z siebie… – podrapał się po brodzie. – Pierwsze co mi przychodzi na myśl to ostatnia rozmowa z Martą. Ale to raczej chwila zapomnienia była, a nie prawdziwe szczęście. Ostatni raz szczęśliwy byłem zapewne w dzieciństwie.

– Ty i Marta… ciągnie was ku sobie? – świrolog zmrużył oczy, tak jakby mu to było nie na rękę.

– Ciężko stwierdzić jakie ona ma w stosunku do mnie odczucia, ale ja ją lubię.

– No dobrze, dobrze. Przejmujesz się przyszłością?

– Żeby przejmować się przyszłością trzeba mieć zadbane dzisiaj.

– A przeszłością?

– Tak, przejmuje się. Niepotrzebnie, wiem.

Doktor, pomimo długopisu w ręce i kartki przed sobą, nic nie notował. Patrzył jedynie znad okularów i starał się prześwidrować wzrokiem Łukasza na wylot. Choć spojrzenie wydawało się przyjacielskie i łagodne, Rejewicz wyczuwał w nim pewną naukową zaciętość i nieznaczne uprzedmiotowianie pacjenta.

– Wierzysz w boga? – brwi psychiatry się uniosły, zupełnie jakby pytanie miało być podchwytliwe.

– Gdyby bóg istniał to dawno spaliłby się ze wstydu.

– Co masz na myśli?

– Widząc swoje dzieło. Ludzie są kiepsko zaprojektowani.

– Wolałbym jednak mniej ironiczną odpowiedź.

– Nie wierzę. We wszechświecie są miliardy galaktyk, każda ma miliardy gwiazd, każda gwiazda ma potencjalnie miliardy planet, na których może istnieć życie. Dlaczego akurat tak ogromna siła miałaby się skupić na naszej planetce i bawić się w wysyłanie synów czy innych zbawicieli? To się nie trzyma kupy. A oprócz zeznań wątpliwej wiarygodności dwunastu apostołów, praktycznie nie ma innych dowodów.

– To może wierzysz w innego boga, niż chrześcijańskiego?

– Być może istnieje jakaś energia, byt lub absolut, który nadał wszechświatowi taki, a nie inny obraz. Ale z pewnością nie ma nic wspólnego z Ziemią. Nasze ludzkie pojmowanie jest zbyt małe, by w ogóle o tym dywagować.

– Gdybyś mógł jedną rzecz na świecie zmienić, co by to było?

– Jedynym problemem tego świata jest to, że ludzie nie płacą za swoją głupotę tyle, ile powinni.

– Wiele by to zmieniło?

– Wszystko. Pewnie pan myśli, że jestem strasznie rozbestwiony ideologicznie.

– Niekoniecznie. Ostatnie pytanie. Czy uważasz, że twoje postrzeganie rzeczywistości jest tym prawdziwym? Czy satysfakcjonuje cię ta rzeczywistość?

– Nikt nie jest w stanie określić tej jedynej, obiektywnej rzeczywistości – zawahał się przez chwilę i próbował dobrać odpowiednie słowa. – Jestem w stanie rozporządzać jedynie spostrzeżeniami zmysłowymi, które wydają się rzeczywiste. I posiadam wiele myślowych dowodów, by przypuszczać, że to wszystko dookoła, pomimo że jest fizyczne, nie jest realne. Moja rzeczywistość nie jest filtrowana. – Ugryzł się w język. – Być może.

– Skąd to przypuszczenie? Rozwiń myśl.

– To co widzę, może być inną rzeczywistością niedostępną dla kogokolwiek innego. Mogłem w nią wpaść jakoś przypadkiem… – urwał. – Mówiąc takie rzeczy, pewnie się tylko jeszcze pogrążam.

Świrolog zaczął bazgrać po swojej kartce przybierając przy tym minę rysującego dziecka, które bardzo stara się nie wyjechać za linie. Zgiął swój prywatny kawałek papieru na pół i położył koło siebie.

– Spójrzmy może teraz na wyniki twojego rezonansu magnetycznego i EEG, dobrze? – odparł sięgając po szarą kopertę. – Podejrzewaliśmy uszkodzenie lub guza mózgu ze względu na okresowe halucynacje. A ponieważ z twoją głową wszystko w porządku, nie wykryliśmy też żadnej anomalii wskazującej na ewentualną przyczynę choroby psychicznej, a w organizmie nie znaleźliśmy żadnych szkodliwych toksyn… to niestety tutaj kończą się możliwości naszego szpitala. Można jeszcze spróbować pozytronowej tomografii emisyjnej. Ale to drogie badania i nie widzę potrzeby gdziekolwiek cię wysyłać.

– Czyli co teraz?

– Teraz pozostaje tylko czekać i obserwować. Powiedz mi, leki ci służą?

– Nie rozumiem?

– Pytałem, czy leki, które ci podajemy, nie sprawiają ci kłopotów. Nie masz problemów z koncentracją? Biegunki, nudności, wysypki?

– Jedynie czuję się otępiony. Jakbym ciągle chodził niewyspany, a wszystko dzieje się tak jakby obok mnie. Za szybą, bez mojego udziału.

– Z tym akurat nic nie da się zrobić. Powinieneś pozostać wyciszony. W takim razie nie zmieniamy lekarstw. Lorafen, Solian i Lamotrix – powtarzając na głos naskrobał w karcie.

„Teraz chyba wszystko zaczynam rozumieć.”