Moda na retro na dobre opanowała rynek rozrywki elektronicznej. Co rusz pojawia się jakiś tytuł, który graficznie nawiązuje do pięknych czasów, gdy większość z nas grzecznie wracała z podwórka na obiad, a potem zasiadała przed małym, wypalającym oczy telewizorem w oczekiwaniu na wczytanie gry.

Powrót do przeszłości jest zazwyczaj bolesny. Wspomnienia płatają figle i sprawiają, że nie tylko trawa na podwórku była bardziej zielona, ale i grywalność i frajda z ówczesnych gier większa. Lecz każdy kto próbował chociaż raz skosztować tamtych lat, poczuł cierpki smak i obiecał sobie, że już nigdy więcej tego nie zrobi.

Można oczywiście popłakać po pijaku przed odpalonym emulatorem, ale można też i wspaniale się bawić, pomimo niedzisiejszej grafiki i starych rozwiązań, które nieco podrasowane, nadal trzymają się świetnie. I taki też jest Shovel Knight – powrót do przeszłości, który nie boli i nie wywołuje moralnego kaca.

Ekipa Yacht Club Games zebrała wystarczającą ilość środków na Kickstarterze by zabrać nas za rękę w piękniejsze czasy, gdy nie liczył się dzień jutrzejszy, a największym zmartwieniem był boss na końcu poziomu. I zrobili to bez bólu i cierpkiego smaku. Wszystko pieczołowicie przygotowane by każdy najmniejszy fragment rozgrywki nie wskazywał na to, że Shovel Knight powstał w 2014 roku. Nawet paleta kolorów jest żywcem wyjęta z NES’a (japońskiego oryginału Pegasusa).

A skoro zebrali równo 415% oczekiwanej kwoty, to i naszprycowali swoją pierwszą grę całą masą smaczków i znajdziek. W planach jest również stałe rozwijanie gry i dodawanie nowych funkcjonalności. Dzięki tak ogromnemu wsparciu w Shovel Knight pogramy nie tylko na PC, ale też na Nintendo 3DS, Wii U, Mac OS X oraz Linuxie.

Jako że większość gier ery 8-bitowej było platformówkami, Shovel Knight również należy do tego gatunku. Protagonistą jest rycerz w lśniącej zbroi, który zamiast mieczem włada łopatą, a jednym z jego charakterystycznych ciosów jest atak z góry, przypominający ten ze stareńkiego DuckTales (uu-u!). Oczywiście, jak w grach tego formatu przystało, ratujemy świat i kobietę, a wszystko to na przestrzeni kilkunastu poziomów, rozrysowanych na mapie świata inspirowanej zapewne Super Mario Bros. Po drodze zdobywamy złoto, dzięki któremu w miastach możemy podrasować bohatera, zmieniając mu zbroję czy nadając łopacie nowe właściwości. Świetnym dodatkiem są również przedmioty magiczne, które wykorzystują gromadzoną oddzielnie manę. Dzięki nim można wystrzeliwać pociski lub bujać się na kilkusekundowej nieśmiertelności.

Każdy level oferuje inny motyw przewodni. Raz będą to turbiny wywiewające bohatera, innym razem natkniemy się złoty zamek ze znikającymi platformami, las z masą pułapek lub ciemny cmentarz rozjaśniany tyko piorunami. Przepych może to nie jest, ale barwności poziomom nie można odmówić, podobnie jak i różnorodności strategii walk bossami.

Na oddzielne wyróżnienie zasługuje muzyka autorstwa Jake’a Kaufmana. Swoje trzy grosze dorzucił również Manami Matsumae – twórca ścieżki dźwiękowej do oryginalnego Mega Mana. Klasyczny chiptune jest niemal tak dobry, jak we wcześniej opisywanym przeze mnie VVVVVV. Jest kilka upierdliwych, świdrujących czaszkę utworów, ale po przejściu gry kilka motywów potrafię zanucić do dzisiaj.

I chociaż gra jest cholernie trudna, to też niesamowicie satysfakcjonująca. Sterowanie jest precyzyjne, przez co nie ma mowy o głupich zgonach przez błędy gry. Wszystko, co spieprzysz jest twoją winą. Kilka śmierci pod rząd nie frustruje, a jedynie zagrzewa do dalszej walki. Nawet jeżeli zasób wulgaryzmów w ciągu kilkunastu lat się zwiększył, to wypieki towarzyszące grze w Shovel Knight pozostają te same. Absolutny must have dla pokolenia ery 8-bit.

Wad naprawdę trudno się doszukać. Gra jest wyszpachlowana do ostatniego piksela w przeciwieństwie do tytułów z dawnych czasów, robionych na szybko i po piwnicach. Rok opóźnienia  premiery Shovel Knight niech będzie tu przykładem. Gra jest oczywiście obszerniejsza i z pewnością nie zmieściłaby się na starej dyskietce, nie wspominając nawet o kadridżu czy taśmie magnetofonowej, ale immersja jest tak słodka, że wybaczyć można tę niekiedy widoczną fasadę nowoczesnego tytułu z jasnym targetem i opracowanym biznesplanem. Oby więcej takich.

9/10