Dotarł. Serce automatycznie zaczęło mocniej bić, a myśli, z analizowania płci przeciwnej i ludzkich nieszczęść, powróciły na wczorajszy przystanek.

A ten stał tam bez żadnych oznak dziennego zniknięcia. Poświata latarni padała w ten sam niepokojący sposób, a całość spowita była niezrozumiało łagodną i wybitą z rytmu świata atmosferą. Ta sama kobieta, w ten sam sposób, z tymi samymi tobołami siedziała jak gdyby nigdy nic na tym samym, jednym z dwóch, siedzisku.

Automatyczne zerknięcie na zegarek wykazało godzinę 22.22. Zaakceptował to bez żadnego zastanowienia. W końcu był zjarany, więc czas zdawał się ciągnąć w nieskończoność. Na trzeźwo pewnie pomyślałby, czy aby na pewno niecałe pół godziny temu wyszedł z domu. Nagle delikatne ciarki ruszyły wzdłuż kręgosłupa i gęsia skórka natychmiastowo pojawiła się na karku i rękach. Mimo, że nie chciał, by to do niego dotarło, to godzina 22.22 pojawiła się już wczoraj. W tym samym miejscu. Na tym samym zegarku.

Zamarł w bezruchu jak to zwykły czynić ofiary nasłuchujące ataku drapieżnika. Trzask. Ciszę zmącił zgrzyt gniecionej puszki. Obrócił się odruchowo, by zlokalizować źródło dźwięku. Za sobą ujrzał kilka niewyraźnych postaci, które umyślnie uznały, że pora przestać być cicho. Dzięki blaskowi oddalonej latarni zdołał wywnioskować, że są zdecydowanie młodsi od niego, pewni siebie i cwani. Czterech luzaczków w towarzystwie dwóch panienek mógł zwiastować nadchodzący konflikt. Teraz najwyraźniej wódkę popili piwem, przyćpali i ruszyli równym krokiem ku niemu. A przynajmniej taki scenariusz podpowiedziała mu jego zjarana głowa. Wpatrywał się w rozmazany ciemnością obraz i stopniowo zaczął sobie uświadamiać, że jego przewidywania niewiele różniły się od rzeczywistości. Grupka zdecydowanie zbliżała się i była zdecydowanie nietrzeźwa sądząc po chwiejnym chodzie kolesi i malutkich szurających kroczkach panienek na szpilkach. Tup, tup, tuptuptup.

Obrócił się z powrotem i dostrzegł, że kobieta zniknęła razem z przystankiem. Zupełnie jak gdyby wyczuła co się święci. Nie miał jednak czasu na analizę tego zjawiska.

– Ej, kolo. Masz fajkę?! – wydarł się ktoś tuż za nim. – Masz, kurwa, fajkę?

Łukasz przekręcił głowę i zobaczył, że są już zaledwie kilka metrów z tyłu. Wyglądali na przerośniętych nastolatków, którzy dopiero pierwsze golenie pyska mają przed sobą. Jeden z nich, szczupły i wysoki dziwnie drgał i podskakiwał. Z naciągniętym kapturem przypominał boksera rozgrzewającego się przed walką, jednak dla dobra spokoju ducha Łukasz uznał, że mu jest po prostu zimno.

Nie zdążył nawet odpowiedzieć, że papierosów nie pali, gdy bokser wyczuł jego oceniający wzrok.

– Na chuj się patrzysz?

Było to pytanie klucz. Dość popularne wśród kalekich mózgowo przygłupów, poszukujących zaczepki wśród wyraźnie słabszych, przy których można podbudować swoje burackie ego. Często używane jako oznajmienie bez wyraźnej intonacji na tryb pytający. Jedynym rozwiązaniem z reguły jest odwrócenie wzroku, bo każda inna interakcja może wywołać jeszcze większą agresję. Łukasz, jako pacyfista, sugerował sobie właśnie to rozwiązanie, jednak coś popchnęło go do nieco odważniejszego zagrania.

– Na chuj się pytasz? – rzucił w odpowiedzi zdecydowanie. Zupełnie jakby przypuszczał, że głupota agresora nie będzie w stanie przetrawić gaszącej riposty i eksploduje rozrywając mu czaszkę. A może po prostu był upalony marihuaną.

Faktem natomiast było, że napastnik poczuł się ośmieszony i nie będzie w stanie zareagować inaczej niż siłowo. Będzie to dla niego jedyna możliwość odzyskania respektu w swoim towarzystwie. Wszyscy wyglądali dla Łukasza jak typowi poszkodowani mentalnie ludzie. Z ograniczonym spektrum percepcji.

„Jak się nie ma w głowie to trzeba nadrobić mięśniami.”

Po tej myśli czuł już tylko coraz bardziej napinającą się atmosferę. Chwila milczenia sugerowała powolne przetrawianie informacji przez agresora i dobieranie odpowiednio poniżającej Łukasza reakcji. W oczach dziewczyn pojawiły się delikatne iskierki oczekiwania na to, co się stanie.

Dopiero teraz do Rejewicza dotarło, że właśnie wybrał najgłupszy sposób na popełnienie samobójstwa.

Pierwszy cios pamiętał jako ten, który powalił go na ziemię. Kolejne były już tylko zbitkiem dudnień i przeszywającego bólu, który dla dobra Łukasza szybko pozbawił go świadomości. By nie musiał nic czuć i by mogli go szybciej zostawić, jako że z okładania nieprzytomnego nie ma już takiej radochy.