Wchodząc do tramwaju czy autobusu, człowiek ma często wrażenie, że wraz z szumem otwieranych drzwi, staje przed nim zupełnie nowy i nieznany świat. A w tym świecie wszyscy jak gdyby postawili sobie jedno zadanie – jak najbardziej biednego człowieka wkurwić.

W poprzedniej części przedstawiliśmy jednostki, które można spotkać na co dzień, i które spowszedniały na tyle, że traktujemy je jako naturalną część irytującej rzeczywistości. W tej odsłonie pojawią się osobniki nieco bardziej wymarłe, na które trudno znaleźć reakcję inną niż chory śmiech, strzał w potylicę lub (najczęściej  występująca) obojętność wypalająca duszę od środka.

Ćwoki ślinotoki – czyli całująca się para, która nie mając za grosz przyzwoitości wymienia się płynami ustrojowymi, często kilkanaście centymetrów od twojej gęby. Wyrażaniu miłości towarzyszą oczywiście rzygogenne mlaśnięcia, cmoknięcia i inne dźwięki przypominające mieszanie budyniu w betoniarce. Zazwyczaj jest to para kilkunastolatków, którzy każdego miesiąca smarują się śliną z innym przedstawicielem płci przeciwnej. Zdarza im się również zachichotać z podjarania, gdy widzą, że wszyscy pozostali albo patrzą z nienawiścią albo są na skraju puszczenia pawia.

Grajek z harmoszką – gra bardziej na uczuciach niż na instrumencie, który to przeważnie jest odpowiednio zdezelowany by podkreślić biedę bezrobotnego z duszą artysty. Największy efekt współczucia osiąga się wysyłając dzieciaka w mokasynach żeby pofałszował nad twoją głową czystą i trwale uszkadzającą słuch improwizacją akordeonową. Nikt oczywiście nie czuje się w obowiązku zapłacić za koncert, a jedyne grosze wpadające do plastikowego kubeczka oznaczają bardziej „idźże stąd” niż „piękna gra”. Dwa przystanki dalej, gdy podeptał wystarczającą ilość butów przechodząc z jednego końca pojazdu na drugi, wysiada by gnoić w innej linii z przeświadczeniem, że wszystkim się to podoba.

 

Gazeciarz – humanistyczny odpowiednik grajka, który łazi we wszystkie strony i podtyka ci pod nos broszury o czyimś bogu, końcu świata albo o podziemnych spotkaniach neoPiSowców. Wydziera się przy tym niemiłosiernie, jakby sprzedawał gazety na rogu ulicy w XIX wieku. Ręce ma na tyle gibkie, że nawet gdy dzieli cię od niego mur pasażerów, on i tak znajdzie sposób na wetknięcie ci w twarz gazetki, którą z tak bliskiej odległości odczytać można tylko robiąc zeza. Na całe szczęście, dziesięć minut i zero sprzedanych egzemplarzy później, zmywa się ze swoim nakładem, a ty odprowadzasz go smutnym wzrokiem, nienawidząc się za to, że jesteś takim nieczułym gnojem.

Babcia roszczeniowa – czyli typowe stare babsko, które pozjadało wszystkie rozumy i na dodatek jest o kulach z trzema tonami zakupów w wiklinowych torbach. Główny cel jej egzystencji to głośne narzekanie i wymuszanie miejsca w pojazdach transportu miejskiego. Lubuje się w teatralnym wzdychaniu, sapaniu ze zmęczenia oraz kiwaniu przecząco głową. Jej się zawsze coś należy, ona zawsze jest pokrzywdzona. Jeżeli nie przez brak miejsca do posadzenia dupska, to przez lekarzy/polityków/sąsiadów. Oczywiście nie omieszka przekazać tego wszystkim dookoła, gderając samej do siebie. A gdy inna baba przyzna jej rację, można się poczuć jak przed egzekucją przez ukamieniowanie kilka tysięcy lat temu.

Dziadek zagadywacz – taki to się przysiądzie i zagada, najczęściej do ładnej studentki, przy okazji ziejąc alkoholem, przez który staje się jeszcze bardziej rozgadany. Cała interakcja zaczepionego słuchacza polega na niemym przytakiwaniu i ukazywaniu braku zainteresowania, ale to nic, bo dziadzio zawsze znajdzie sobie temat do rozmowy. „Ło pani, tu znowu coś budują”, „ło panie, znowu ta policja suszy”, „ale urwał”. Cechą szczególną tego osobnika są żarty tak suche, że wilgoć powietrza spada o połowę. Gdyby chociaż żebrał, to można by się go pozbyć najzwyklejszym brakiem zainteresowania, ale ten beznadziejny przypadek potrafi jechać całą trasę razem z tobą i komentować wszystko co widzi za oknem, wtrącając w to fakty ze swojego życia i mieszając jeszcze z polityką oraz mediami.

Na całe szczęście jest jeden niezawodny zestaw na te typy współpasażerów – słuchawki oraz wzrok wbity w nicość. Czy jakiegoś osobnika pominąłem?