Matka która zabiła swoje dzieci, matka, która zabiła swoim dzieciom ojca oraz matka, która zabiła dla swojego dziecka. A pomiędzy nimi upośledzona, czarna lesbijka zabijająca kochankę plus wyrywanie chwastów w Oklahomie.

Jeśli ktoś myśli, że kobietom brakuje fantazji, to być może zmieni zdanie po dzisiejszej lekturze. Komu bowiem przyszłoby do głowy, żeby zabić swoje dzieci po to, by nie zostały rozdzielone? Podobnie genialnym pomysłem jest pozorowanie wypadku kijem baseballowym oraz zabijanie ludzi pod posterunkiem policji lub w domu byłego męża.

injection room

Christina Marie Riggs

Początkowo chciałem napisać, że jej historia może również budzić współczucie. Ale później doczytałem, że zabiła dwójkę własnych dzieci – 5-letniego Justina i 2-letnią Alexis Shelby. Bez znaczenia jest więc to, czy Riggs była molestowana seksualnie przez przyrodniego brata. Zresztą już mając 14 lat zajmowała się głównie chlaniem, fajkami, marychą i sprzedawaniem swojego ciała. Wmówiła sobie bowiem, że będąc bardzo otyłą dziewczyną, nie ma szans na znalezienie chłopaka. Seksualna rozwiązłość miała przyciągać do niej facetów. Gdy w wieku 17 lat urodziła dziecko, oddała je do adopcji. Po ukończeniu szkoły średniej Christina została pielęgniarką. Taką gorszego sortu, nad którą stała jeszcze pielęgniarka po studiach. W 1991 roku 20-letnia kobieta urodziła Justina, a jego ojciec dał dyla jak tylko dowiedział się o ciąży. Christina wróciła więc do byłego chłopaka, Jona Riggsa, który wkrótce został jej mężem.

riggs

Niedługo potem znów zaszła w ciążę, lecz jej nie donosiła. W małżeństwie zaczęło dziać się coraz gorzej, kobieta zmagała się z depresją i myślami samobójczymi, a w walce tej dzielnie wspierał ją Prozac. W grudniu 1994 roku na świat przyszła Alexis Shelby, a kilka miesięcy później Riggs przeniosła się z dziećmi do Sherwood (nie tego z Robin Hoodem) w stanie Arkansas, by być bliżej swojej matki, która mogłaby pomóc przy dzieciach. Małżeństwo było już fikcją, a rozwód wkrótce stał się faktem. Sytuacja finansowa kobiety robiła się coraz gorsza, a ojcowie migali się z alimentami. Jak wspomniała w jednym z późniejszych wywiadów, samobójstwo wydawało się jej jedynym wyjściem. Jako że pracowała w miejscowym szpitalu kardiologicznym, miała dostęp do wszelkiej maści specyfików. Między innymi do chlorku potasu, który pewnego dnia wzięła ze sobą do domu. Planowała otruć nim swoje dzieci, jednak była na tyle głupia, że nie rozcieńczyła go we właściwych proporcjach. W takiej postaci substancja ta nie zabija od razu, lecz powoduje straszliwy ból.

Najpierw uśpiła dzieci amitryptyliną – cholernie silnym antydepresantem. Po wstrzyknięciu trucizny Justinowi, Riggs spostrzegła, że dziecko zaczęło cierpieć. Nie spanikowała jednak i udusiła go poduszką. Córce oszczędziła już zastrzyku i od razu przystąpiła do duszenia. Następnie położyła ciała dzieci na swoim łóżku, przykryła je kocem i napisała pożegnalny list, w którym wyjaśniła, że nie chciała by dzieci po jej śmierci trafiły do rodzin zastępczych lub były ciężarem dla jej matki. Planowała bowiem od razu ze sobą skończyć. Zażyła 28 tabletek amitryptyliny i zaaplikowała sobie resztę trucizny. Na tak grubą babę było to jednak za mało. Dziewiętnaście godzin później znalazła ją matka i wezwała pogotowie. O ile początkowo Riggs utrzymywała przed sądem, że była niepoczytalna więc powinna być uniewinniona, o tyle po decyzji ławy przysięgłych uznającej jej winę, kobieta zrezygnowała z obrońcy i domagała się od sędziego kary śmierci. Ta została jej wymierzona 2 maja 2000 roku, zastrzykiem trucizny, którego składnikiem jest między innymi chlorek potasu. Tym razem był poprawnie rozcieńczony.

Wanda Jean Allen

wjallen

Wanda urodziła się w 1959 roku jako druga z ósemki dzieci. Jej matka była alkoholiczką, zaś ojciec opuścił rodzinę przed narodzinami najmłodszego dziecka. Mając 12 lat, Allen została potrącona przez samochód. Jakby tego było mało, dwa lata później została dźgnięta nożem w lewą skroń. Nie wiadomo, czy to spowodowało u niej wstręt do dźgnięć wszelakich, ale fakty są takie, że do łóżka zapraszała już tylko kobiety. Podobno miała też IQ wynoszące 69, co oznaczałoby upośledzenie umysłowe i, co ważniejsze, uniemożliwiające skazanie jej na karę śmierci. Dla przyzwoitości mogli jej zmyślić nieco niższy wynik, bowiem punkt więcej i nikt by się nie szczypał. W dzisiejszych czasach oczywiście podniosłoby się ogromne larum – w końcu powinno się uśmiercać tylko rozumnych, białych, heteroseksualnych mężczyzn. Ale tutaj mamy problem – ofiarami Wandy Jean Allen były dwie kobiety, w tym lesbijka, która kiedyś zasztyletowała inną kobietę. W 1981 roku Allen wynajmowała mieszkanie z Detrą Pettus. 29 czerwca kobiety pokłóciły się tak bardzo, że Wanda sięgnęła po broń. Zeznała później, że postrzeliła współlokatorkę przypadkowo, z odległości ponad 9 metrów, w dodatku odpowiadając na strzały chłopaka Detry.

Autopsja wykazała jednak, że Allen najpierw uderzyła przyjaciółkę pistoletem, a następnie strzeliła do niej z bliska. Mimo twardych dowodów prokurator poszedł z nią na ugodę, co skończyło się wyrokiem czterech lat więzienia. Wyszła po dwóch. Pięć lat później kobieta mieszkała już z poznaną w więzieniu Glorią Jean Leathers. Ten lesbijski związek był dość burzliwy, a zakończył się przed posterunkiem policji w Oklahoma City. Wszystko zaczęło się od kłótni w spożywczaku. Cholera wie o co poszło, ale musiało być poważnie, skoro po odeskortowaniu przez policję obu pań do ich domu, Leathers zabrała swoje graty i wyprowadziła się. Chwilę później zjawiła się z matką przed wspomnianym posterunkiem, aby złożyć skargę na Wandę. Gdy Gloria wysiadła z samochodu, będąca już na miejscu Allen oddała w jej kierunku strzał, raniąc ją w brzuch. Mimo miejsca zdarzenia, jedynym świadkiem była matka ofiary. Osoby będące wewnątrz posterunku słyszeli jedynie huk. Gloria Jean Leathers zmarła po trzech dniach w szpitalu, a Wandą Allen zajął się sąd. A że już miała na koncie morderstwo, to nie pomógł jej ani numer z IQ, ani też pierdolenie o chrześcijańskim nawróceniu. Po spędzeniu 12 lat w celi śmierci, 11 stycznia 2001 roku Allen została stracona.

Marilyn Kay Plantz

mkp1

Ponownie historia z podłożem finansowym. 319 tysięcy dolarów była warta polisa na życie Jima Plantza – to właśnie na nią połasiła się jego żona. Podczas gdy on wychodził do pracy, Marilyn dawała dupy na prawo i lewo. Pewnego razu poznała nastoletniego Williama Brysona, z którym zaczęła romansować. Chłopak dla starszej o dekadę kobiety gotów był zrobić wszystko, więc nie odmówił,  gdy zaproponowała mu zamordowanie jej męża. 26 sierpnia 1988 roku Bryson zaczaił się ze swoim kolegą Clintonem McKimble w domu Plantzów, leżącym w bardzo spokojnej okolicy. Oczywiście wpuściła ich tam Marilyn, dodatkowo wyposażając ich w kije baseballowe należące do jej syna. Chłopiec i jego siostra spali, podczas gdy ich ojciec był mordowany niemalże za ścianą. Marilyn wmówiła nastoletniemu kochankowi, że mąż groził jej śmiercią jeśli wystąpiłaby o rozwód. Tępa baba wykombinowała sobie, że uderzenia kijem mają wyglądać na wypadek. Jednak młodociani tak zmasakrowali mężczyznę, że dowodząca całą „akcją” Plantz wpadła na nowy pomysł – postanowiła spalić ofiarę.

Kto by się spodziewał, że nauczycielka ze szkółki niedzielnej mogłaby wpaść na taki pomysł, tym bardziej, że Jim wciąż jeszcze żył, gdy oprawcy ładowali go do pickupa. Odjechali na odludny teren, następnie oblali samochód benzyną i podpalili. Rano policja odnalazła miejsce zbrodni, a trzy dni później aresztowała wdowę pod zarzutem morderstwa. Ta oczywiście wyparła się swego udziału w zbrodni, ale następnego dnia aresztowano Brysona i McKimble’a. Ten drugi zgodził się zeznawać w zamian za dożywocie. Wkrótce pękł też Bryson. On i Plantz byli sądzeni we wspólnym procesie, chociaż obrona twierdziła, że może wystąpić konflikt interesów. Oboje zostali skazani na 100 lat więzienia za zwerbowanie do pomocy przy morderstwie (Plantz Brysona, on zaś McKimble’a), 10 lat za spisek mający na celu morderstwo, 15 lat za spalenie pickupa i karę śmierci za morderstwo Jima Plantza. William Bryson został stracony 15 czerwca 2000 roku, zaś egzekucja Marilyn Plantz miała miejsce 1 maja 2001 roku w więzieniu stanowym w Oklahomie.

Lois Nadean Smith

Przykład przesadnie opiekuńczej mamuśki. 4 lipca 1982 roku Lois Nadean Smith wraz ze swoim synem Gregiem zjawiła się pod motelem w małym miasteczku Tahlequah w stanie (a jakże) Oklahoma. Tam do jej samochodu wsiadła 21-letnia Cindy Baillee, była dziewczyna wspomnianego mężczyzny. Źródła niestety nie precyzują, czy Baillee zrobiła to z własnej woli (co byłoby dość głupie), czy też ktoś jej pomógł. Smith podejrzewała Cindy o planowanie zabójstwa Grega, o co nie omieszkała dziewczynę zapytać. Inna wersja mówi o tym, że dziewczyna chciała podszepnąć policji o związkach byłego chłopaka z handlem narkotykami. Tak czy inaczej Lois nie uwierzyła w zapewnienia niedoszłej synowej, w związku z czym wbiła jej w gardło nóż i przekręciła ostrze. Smith wraz z synem zabrała Cindy do domu swojego byłego męża, by dokończyła dzieła.

Baba miała pistolet, więc obecny tam mężczyzna oraz jego  nowa żona niewiele mogli zrobić. Smith posadziła Baillee w fotelu, strzeliła dwa razy niedaleko jej głowy, a następnie wpakowała w nią kilka kul. Dziewczyna upadła na ziemię, a zadowolona z siebie 42-latka zaczęła skakać po jej ciele, wcześniej nakazawszy synowi przeładować broń. Autopsja wykazała dziewięć ran postrzałowych w ciele ofiary, w tym dwie z tyłu głowy. Za swój wkład w zbrodnię maminsynek spędzi resztę życia w pierdlu. Podczas procesu Lois Smith przyznała, że strzelała do Cindy, ale nie chciała jej zabić. W tak kretyńskie tłumaczenie sąd nie uwierzył i skazał ją na karę śmierci. Życie tej gnidy również zakończyło się w 2001 roku (konkretnie 4 grudnia) w Oklahomie.

lns

Pierwszy raz od momentu przywrócenia w USA kary śmierci w jednym roku stracono aż trzy kobiety. Lois Nadean Smith była ogółem siedemnastą z osiemnastu osób w całym stanie, na których wykonano wtedy ten ostateczny wyrok. Nawet Texas osiągnął wówczas gorszy wynik. Mało tego, poprzednich 30 morderców stracono między 1990 a 2000 rokiem. Liczba egzekucji wykonanych w Oklahomie w 2001 roku osiągnęła więc pułap 60% wyroków śmierci wykonanych w ciągu wcześniejszych 11 lat.