Kiedy w trakcie kręcenia filmu nagle umiera odtwórca jednej z ról, z reguły oznacza to mniejsze lub większe problemy dla twórców. Co innego, gdy aktor wie, że nie zostało mu już dużo czasu ponieważ jest śmiertelnie chory lub gdy ma inne, poważne powody żeby zakończyć karierę.
Mając do czynienia z umierającą gwiazdą, reżyser zwykle tak ustala terminarz prac nad filmem, żeby wszystkie sceny z jej udziałem nakręcić jak najszybciej. Z reguły się to udaje, a takie filmy zyskują dodatkowego rozgłosu. Chociaż wiadomo, że tragiczna śmierć byłaby lepszą reklamą (brutalne to, ale tak jest), to jednak możliwość pożegnania się z aktorstwem będąc świadomym zbliżającego się końca po prostu się gwiazdom należy.
John Wayne – „Rewolwerowiec” (1976)
Odpalający papierosa od papierosa aktor usłyszał w 1964 roku, że ma raka. Mimo że menadżer i cała banda żerujących na gwiazdorze przydupasów doradzali mu nie opowiadać o swojej chorobie publicznie w obawie, że złamie mu to karierę (a im odetnie dopływ gotówki), Wayne nie ukrywał, że walczy z nowotworem płuc. Propozycje wcale nie przestały przychodzić, a aktor po pięciu latach leczenia wygrał z chorobą. Przez cały ten czas pracował. Walkę o zdrowie przypłacił jednak utratą lewego płuca i czterech żeber. Pomimo tego, że aktor kopcił jak lokomotywa, prawdopodobnie przyczyną jego choroby była praca przy filmie „Zdobywca”.
Film ten kręcony był 220 kilometrów od poligonu atomowego w Nevadzie. Spośród ludzi pracujących na planie, 91 zachorowało na raka, z czego 46 zmarło. Nowotwory pojawiły się również u członków rodzin odwiedzających filmowców na planie. John Wayne walczył długo, jednak 11 czerwca 1979 roku zmarł na raka żołądka. Trzy lata wcześniej zżerany przez nowotwór aktor wystąpił w swoim ostatnim filmie. Wcielił się w nim w umierającego na raka rewolwerowca, który odwiedza zaprzyjaźnionego doktora mieszkającego w mieście Carson City. Przybywają tam też dawni wrogowie głównego bohatera, na wieść o jego nadchodzącej śmierci.
John Cazale – „Łowca jeleni” (1978)
Kariera tego aktora trwała zaledwie sześć lat, ale w tym czasie zdążył zagrać w pięciu filmach, które były nominowane do Oscara dla najlepszego filmu – „Ojciec chrzestny”, „Rozmowa”, „Ojciec chrzestny II”, „Pieskie popołudnie” oraz „Łowca jeleni”. Były to jedyne pełnometrażowe produkcje w jakich zagrał, chociaż w 1962 roku (a więc 10 lat przed debiutem w pierwszym „Ojcem chrzestnym”) pojawił się w krótkometrażowym filmie „The American Way”. Aktor pokazywał się też na deskach teatru, grywając między innymi z Robertem De Niro oraz Meryl Streep, która była wówczas jego dziewczyną.
Cała trójka zagrała też w „Łowcy jeleni”, w którym Cazale wcielił się w jedną z drugoplanowych ról. Zresztą cała jego kariera to postacie drugiego planu, jednak aktor nigdy nie dostał nawet nominacji do Oscara. Mało brakowało, a śmiertelnie chory Cazale zostałby przez producentów wykopany z obsady, jednak Streep i De Niro oraz reżyser Michael Cimino zagrozili, że wtedy również odejdą. Na to producenci nie mogli sobie pozwolić, wiec cały harmonogram zdjęć ustalono pod umierającego aktora. Cazale zdołał odegrać swoje sceny przed śmiercią, jednak nie zdążył już obejrzeć ukończonego filmu. Zmarł 12 marca 1978 roku, dziewięć miesięcy przed premierą.
Anthony Perkins – „Zbrodnia doskonała” (1992)
Oczywiście jego najsłynniejszą rolą był Norman Bates z „Psychozy” oraz jej niepotrzebnych kontynuacji. Hitchcock pewnie w grobie się przewracał, gdy do tytułu jego arcydzieła dopisywano kolejne cyfry. Tak jak rozmieniano na dobre markę hitchcockowego filmu, tak w degrengoladę popadała kariera Perkinsa. Po czwartej części „Psychozy”, która była jedynie filmem telewizyjnym, aktor pojawił się jeszcze w trzech filmach – dwóch dziadostwach z Hiszpanii i Niemiec oraz „Zbrodni doskonałej”, która również była telewizyjną produkcją. Perkins zagrał tam prywatnego detektywa, którego główna bohaterka podejrzewa o bycie psychopatycznym mordercą.
Podobnie jak Johnowi Cazale, jemu również nie udało się dożyć premiery ostatniego filmu – zmarł 12 września 1992 roku, sześć tygodni wcześniej, z powodu powikłań związanych z AIDS. Perkins był bowiem biseksualistą, chociaż zdecydowanie bardziej gustował w mężczyznach. Mimo tego, oraz wrodzonej nieśmiałości do kobiet, w 1973 roku poślubił Berry Berenson – modelkę, fotografa i okazjonalną aktorkę. Małżeństwo zakończyła dopiero śmierć Anthony’ego. Berry przeżyła męża jedynie o dziewięć lat – 11 września 2001 roku wsiadła na pokład samolotu, który uderzył w północną wieżę WTC.
Patrick Swayze – „Bestia” (2009)
John Wayne najbardziej znany był z występów w westernach, John Cazale z filmografii w stu procentach składającej się z produkcji nominowanych do nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej, a Anthony Perkins z roli psychopatycznego właściciela motelu. Patricka Swayze nie sposób zaszufladkować w taki sposób – grał przecież zarówno w „Wykidajle” oraz „Na Fali”, jak i „Dirty Dancing” czy „Uwierz w ducha”. Postaci którą zagrał w „Bestii” zdecydowanie bliżej do grona bohaterów wykreowanych w tych pierwszych produkcjach. Trudno powiedzieć czy przeczuwał, że pierwsza duża rola w serialu telewizyjnym (powstały w połowie lat 80. „Północ-Południe” to jedynie miniserial) będzie zarazem ostatnią, jaką dane mu było zagrać.
Mimo że dwa tygodnie po wyemitowaniu ostatniego odcinka „Bestii” premierę miał film „Błękitny deszcz”, w którym Swayze zagrał małą rolę, to jednak rola agenta FBI o niejasnej przeszłości była ostatnią w jego karierze. Trzynastoodcinkowy serial kręcono w 2008 roku (kilkanaście miesięcy po filmie) i po aktorze było już widać trudy walki z rakiem trzustki. „Bestię” produkowała kablowa stacja A&E, więc wyniki oglądalności nie były zbyt wysokie, jednak decyzja o zakończeniu produkcji zapadła raczej ze względu na bardzo zły stan zdrowia Patricka. Gwiazdor zmarł miesiąc później, 14 września 2009 roku.