Wojna nigdy się nie zmienia. Tak twierdzą mędrcy i starsi fani gier komputerowych. Okazuje się jednak, że jednej produkcji udało się zmienić oblicze wojny, ukazując ją z innej, zupełnie nieznanej perspektywy. Z wojną graczom kojarzy się bieganie z karabinem i wesołe odstrzeliwanie niemieckich głów w przerwach między przeładowaniem broni. Z wojną kojarzy się też odzyskiwanie zdrowia po schowaniu się za murkiem i pozostawianie za sobą setek trupów w korytarzu z teksturami, który twórcy zwą pieszczotliwie mapą.
Nikt natomiast nie ukazał wojny z perspektywy cywila, osoby najbardziej poszkodowanej. Zniszczone budynki, napady, kradzieże i wieczny głód – to właśnie motyw przewodni This War of Mine, najnowszej gry polskiej grupy 11 bit studios. I wyszło im to całkiem nieźle. Dawno w żadnej innej grze nie doświadczyłem takiego poczucia niepewności, bezradności i beznadziei. I pomimo że wszystkie te określenia są nacechowane negatywnie, gra potrafiąca je świadomie i zręcznie wywołać od razu zasługuje na znaczną uwagę.
Po rozpoczęciu przygody dostajemy do dyspozycji trzech losowo wybranych bohaterów, spośród których każdy ma wyróżniającą go cechę. Jeden dobrze gotuje, drugi jest niezłym poszukiwaczem, a ktoś jeszcze inny jest dobry z matematyki. Każdy ma swoją historię i pisze swój pamiętnik. I pomimo że niektóre postacie są mało przydatne w rozgrywce i wydają się być kulą u nogi, to This War of Mine potrafi uaktywnić wrodzony instynkt opiekowania się najsłabszymi i każda śmierć dotyka nie tylko wirtualne postacie, ale i gracza. Ileż razy wykorzystywałem cenne leki na Antona, który śmiertelnie chory leżał w łóżku i gasł na moich oczach. Dobrze wiedziałem, że odwlekam nieuniknione, ale klimat gry nie pozwalał mi pozostawać obojętnym. Tego właśnie brakuje mi w wielu wypasionych, współczesnych produkcjach.
Dzień i noc.
Rozgrywka This War of Mine rozkłada się na cykl dnia i nocy. Za dnia przebywamy w zniszczonym wojną domu, przygotowujemy posiłki, dorzucamy opału do pieca i tworzymy przedmioty. Przypomina to bardzo ubogie, melancholijne Simsy. Po kilku dniach jeden z domowników staje się bardzo głodny, inny ranny, a kolejny przygnębiony.
Od czasu do czasu do drzwi zapuka handlarz, z którym możemy wymienić towary lub zjawi się losowa postać, która potrzebuje naszej pomocy albo chce złożyć ofertę. Z czasem pod ruderą mogą zjawić się także kolejni poszukujący schronienia. Zapasów zawsze jest na styk albo za mało, a przetrwanie kolejnego dnia czasami graniczy z cudem. Z tego też powodu przez większość czasu naszym bohaterom będzie coś dolegać, a my będziemy główkować w jaki sposób można przeżyć jeszcze trochę i (być może) dotrwać do końca wojny. W This War of Mine wszystkie decyzje trzeba dokładnie kalkulować.
Gdy nadchodzi noc możliwe jest wysłanie jednego z mieszkańców na poszukiwanie cennych zasobów, podczas gdy pozostali śpią lub czuwają na posterunku. Do wyboru jest kilkanaście miejscówek, które można splądrować by przytargać graty do domu. W większości przypadków odwiedzane miejsce jest zamieszane, niekoniecznie przez przyjaźnie nastawionych ludzi. Z tego względu gra wielokrotnie stawia nas przed wyborem kradzieży prywatnych rzeczy lub głodówki. Ratując własną skórę czasem będzie trzeba również popełnić morderstwo. Wszystkie te dylematy moralne składają się na mocny klimat gry, dzięki czemu gracz nie myśli tylko o własnym tyłku.
Pierwsze podejście do gry przyciąga na bardzo długie godziny. Gdy po kilkunastu minutach załapałem mechanikę (opierającą się w zasadzie na pojedynczych kliknięciach), wsiąknąłem na pół dnia. Przez kilka kolejnych siedziałem i skrupulatnie analizowałem każdą wymianę towarów, a także usprawiedliwiałem się przed samym sobą dlaczego musiałem okraść parę staruszków. Podobnej immersji w innych grach można ze świecą szukać.
Wady? Sporo, ale co z tego.
Największą wadą This War of Mine jest jej nie do końca wykorzystany potencjał. W trakcie gry można zauważyć całą masę rzeczy, które można rozbudować – nie doświadczymy opcji dialogowych, zbierania doświadczenia czy tworzenia postaci. Gra pozwala na pewną dozę losowości, jednakże przy kolejnym jej przechodzeniu i rozgryzieniu strategii na przeżycie, wszystko wydaje się zbyt podobne do poprzedniej rozgrywki. Na szczęście twórcy obiecują, że gra będzie cały czas rozbudowywana. Interfejs sprawia wrażenie przystosowanego do tabletów, lecz cóż się spodziewać po projektantach, którzy wszystkie swoje tytuły (w tym znane Anomaly) wydawali również na platformy mobilne dostosowane do paluchów.
Grafika jest klimatyczna, ale bardzo oszczędna. Nałożony filtr przypominający bazgranie ołówkiem nieco przysłania jej niedostatki, ale This War of Mine cały czas wygląda jak tytuł sprzed ładnych kilku lat. To samo tyczy się dźwięku. Podczas klikania odtwarzane są wciąż te same sample przypominające stare strategie, gdzie każdy wybór jednostki czy budynku miał przypisany swój własny dźwięk. Mogę za to pochwalić muzykę. W tle gdzieś pobrzmiewa depresyjna, delikatna gitara nadając całości poważny i ponury nastrój.
This War of Mine w takim samym stopniu nienawidzę, jak kocham. Genialny pomysł i fundament na dalsze rozwijanie koncepcji miesza się z niedoróbkami technicznymi i łatwą do rozgryzienia taktyką. Po pierwszym przejściu dalej można grać już na jedno kopyto, a to sprawia, że nie chce się do niej wracać.
Mimo wszystko, This War of Mine trzeba chociaż ten jeden raz zaliczyć i dać się wciągnąć w świat, jaki byłby widziany naszymi oczami, z dala od frontu, czołgów i karabinów. Podczas wojny nie wszyscy są żołnierzami.