Animacje krótkometrażowe są często niedoceniane i pomijane, a na kartach historii zapisuje się je w podrozdziale „ciekawostki”. Panuje powszechna opinia, że filmy te muszą być płytkie i uproszczone, bo przecież ile treści można przekazać w kilku minutach, niejednokrotnie bez dialogów?

Okazuje się, że dużo. Zwłaszcza, jeżeli twórca zręcznie pozostawi pole do interpretacji i zagra na zmysłach odbiorców tak, że ci jeszcze długo po obejrzeniu będą rozkminiać przesłanie, które samo będzie skakać po płatach mózgu. A umiejętność stworzenia głębszego przekazu w kilkunastu scenach to już prawdziwa sztuka. Przed wami TOP 5 animacji krótkometrażowych, po obejrzeniu których następuje chwila długiej refleksji i uczucie zrozumienia, którego nie da się przez jakiś czas zwerbalizować. Znacie to uczucie? To zapraszam.

More (1998)

Mimo, że w zestawieniu tym nie ma lepszych i gorszych, animacja More jest moim osobistym faworytem. Stworzona w 1998 roku przez Marka Osbourne’a, otrzymała rok później nominację do Oscara. Niestety, nagrodę za najlepszy animowany film krótkometrażowy zgarnął Bunny – lepszy technicznie, ale znacznie gorszy fabularnie wytwór wyobraźni Chrisa Wedge’a. Co ciekawe, obaj panowie byli również nominowani do Oscara za swoje pełnometrażowe filmy animowane, czyli dla Osbourne’a była to Kung Fu Panda, natomiast Wedge nominowany był za pierwszą Epokę Lodowcową. Niemniej, genialne dzieło More w 6 minut przedstawi czym są marzenia, nadzieje i związane z nimi dążenie do spełnienia. Jestem pewien, że końcowy efekt towarzyszył niegdyś każdemu. Wisienką na torcie jest wspaniały utwór New Order – Elegia z 1986, trwający przez cały film.

 

Vincent (1982)

Debiut reżyserski Tima Burtona, który na tle innych produkcji wyróżnia się narracją i charakterystyczną dla Burtona stylistyką. Surrealistyczna osobowość bohatera, która spędza większość czasu we własnym mrocznym świecie, idealnie oddaje klimat twórczości większości produkcji tego reżysera. Jedni go ubóstwiają, natomiast inni wzdrygają się na dźwięk jego nazwiska. Jedno jest pewne – jest jednym z bardziej charakterystycznych reżyserów Hollywoodu i nie sposób odmówić mu umiejętności kreowania realnie nierealistycznego świata. Luźnego, lecz nie pozbawionego mroku. I taki też jest Vincent, na pozór normalny siedmiolatek z marzeniami.

 

The Fantastic Flying Books of Mr. Morris Lessmore (2010)

Zdobywca Oscara z 2012 roku. Krótkometrażówka pełna słodyczy i inspiracji, która jest zdecydowanie najmniej melancholijnym tytułem w tym zestawieniu. Proste, jednak chwytliwe przesłanie o pasji do czytania sprawia, że jeżeli ktoś uwielbia książki to uzna, że film jest wspaniały. Jeżeli natomiast nie lubi czytać, animacja będzie dla niego infantylna i pełna niepotrzebnego patosu. I obie strony będą miały rację.

 

Tsumiki no ie (2008)

Japoński film animowany, którego polski tytuł brzmi „Dom z małych kostek”, nagrodzony Oscarem w 2008 roku. W wymowny sposób przedstawia ulotność chwili, przemijanie oraz samotność, która ostatecznie spada na każdego. Japończycy zawsze potrafili perfekcyjnie wpleść symbolikę w swoje produkcje, co też udało się również w tym przypadku. Reżyser Kunio Katô stworzył kilka innych animacji, jednakże żadna z nich nie zdobyła podobnej popularności jak „Dom z małych kostek”.

 

Sztuka spadania (2004)

Polski akcent musiał się tutaj znaleźć, ponieważ polska animacja Tomaszem Bagińskim stoi. Tytuł wymyślił Jacek Dukaj (Bagiński jest autorem jego okładek). Nie otrzymał żadnej Oscarowej nominacji, a szkoda, bo film jest znacznie zmyślniejszy od nominowanej „Katedry”. Spośród wszystkich filmów naszego animatora, ten wyróżnia się wyjątkową lekkością i czarnym humorem. Nie brakuje mu też przesłania, które wyłania się ponad świetną grafiką. Okazuje się, że sztuka spadania jest bardzo ważna w życiu wszystkich ludzi.

 

BONUS

Drżące trąby (2010)

Film nie nadawał się do zestawienia, ponieważ jest… no cóż, to trzeba sprawdzić samemu. Jest to praca zaliczeniowa studentki pierwszego wówczas roku łódzkiej PWSFTviT – Natalii Brożyńskiej. Animacja zrobiła małą furorę wśród osób lubujących się w „skrzywionych” produkcjach, a to wszystko ze względu na bezpretensjonalną narrację autorki, która nadaje całości nowego wymiaru.