Oscary już tuż tuż, zatem najwyższa pora przyjrzeć się nominowanym do tej nagrody twórcom. Jak co roku (choć w 2015 było nieco skromniej niż we wcześniejszych latach) sprawdzimy czym mogą pochwalić się wyróżnieni filmowcy, a także ocenimy czy warto poświęcić trochę czasu by poznać ich tegoroczne dokonania. Na początek kategorie muzyczne – najlepsza piosenka i najlepsza muzyka.

W tegorocznych nominacjach znaleźć można wiele kontrastów i paradoksów. Obok gigantów takich jak John Williams i Ennio Morricone znalazł się „młokos” Jóhann Jóhannsson, dla którego jednak jest to druga z rzędu szansa na statuetkę. Obok 60-letni Carter Burwell, który pół życia spędził na komponowaniu muzyki filmowej, a dopiero debiutuje w oscarowym gronie. Oprócz tego Lady Gaga z nominacją za piosenkę do filmu dokumentalnego o rzekomych gwałtach i dwoje wokalistów reprezentujących mniejszości seksualne, śpiewających nietypowym głosem, z których jedno robi to całkiem udanie, zaś drugie (niesłusznie bardziej znane) zwyczajnie się popisuje.

oscars

Najlepsza piosenka

„Writing’s on the Wall” (Spectre) – Muzyka i słowa: Jimmy Napes i Sam Smith

Prawdopodobnie najgorsza piosenka w historii “Bondów”. Niestety jako że śpiewa ją koleś, który jest na fali, to równie prawdopodobne jest to, że jej twórcy zostaną nagrodzeni statuetką. W ubiegłych latach w tej kategorii pojawiali się żelaźni faworyci, ze znakomitymi kompozycjami, natomiast tegoroczna edycja nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej tak oczywistych kandydatów do statuetki jest pozbawiona. Dlatego zadecydują walory nie artystyczne, a marketingowe.

„Til It Happens to You” (Pole walki) – Muzyka i słowa: Lady Gaga i Diane Warren (8. nominacja)

Konkurencją dla bondowskiej piosenki może być utwór z filmu dokumentalnego o rzekomych gwałtach (sprawa nie jest tak czarno-biała jak teledysk), które mają miejsce na kampusach amerykańskich uczelni. Zarówno film, jak i opisywane w nim zjawisko wzbudzają duże kontrowersje, ale oczywiście to zaangażowanie Lady Gagi (również w ruch mający na celu nagłośnienie sprawy) jest tym, co daje filmowi największy rozgłos i najbardziej wpływa na szanse piosenki na statuetkę. Nie oszukujmy się, gdyby „Til It Happens to You” było śpiewane przez nikomu nieznaną dziewczynę, to Oscar trafiłby do kogoś innego. Lady Gaga śpiewać potrafi, jest gwiazdą pierwszej wielkości, a sama piosenka nie jest zła, więc zestaw ten może zagrozić kwiczącemu Smithowi.

„Manta Ray” (Ginący Świat) – Muzyka: J. Ralph (2. nominacja); Słowa: Antony Hegarty

Druga wśród tegorocznych nominowanych piosenka z filmu dokumentalnego. Napisała i zaśpiewała ją ciekawym wokalem Antony Hegarty. Owszem, jest ona osobą transseksualną, jednak nie ma to kompletnie znaczenia dla tworzonej przez nią muzyki. Dlaczego więc o tym wspominamy? Ano dlatego, że każdy reprezentant LGBT, który dąży do tego by być docenianym za swoje dokonania, a nie za seksualną orientację, powinien być stawiany za wzór wszelkim kolorowym krzykaczom od parad (a raczej parodii) równości. A z bardziej około oscarowych przyczyn, można rzucić ciekawostką – Hegarty jest drugą osobą transseksualną, która doczekała się nominacji do Oscara. W 1975 i 1978 roku spotkało to kompozytor Angelę Morley.

„Earned It” (Pięćdziesiąt twarzy Greya) – Muzyka i słowa: Ahmad Balshe (Belly), Stephan Moccio, Jason „Daheala” Quenneville i Abel Tesfaye (The Weeknd)

O filmie powiedziano już wiele i przeważnie nie były to komplementy. Co można powiedzieć o piosence? Mimo że wykonujący ją The Weeknd wygląda jak niedorobiona wersja Kanye Westa z z koprem naciowym na głowie, to muzycznie jest całkiem do rzeczy – eleganckie brzmienia, żadnych niepotrzebnych wstawek i efekciarstwa. Tylko wokal jakiś taki bez polotu. Nawiązujący do tematyki filmu teledysk jest za to o dziwo całkiem ok.

„Simple Song #3” (Młodość) – Muzyka i słowa: David Lang

Utwór w wykonaniu południowokoreańskiej śpiewaczki Sumi Jo walczy o to, by być pierwsza rzeczą, z którą kojarzony będzie film Paolo Sorrentino. Za konkurenta ma jednak tę scenę, więc stoi na z góry przegranej pozycji. Co nie znaczy, że jest zła. No dobra, za jakiś czas i tak będziemy pamiętać co najwyżej to, że nie każda Azjatka po pięćdziesiątce brzydko się starzeje, czego dowodem jest Sumi Jo.

Najlepsza muzyka oryginalna

Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy – John Williams (44. nominacja, dotychczas 4 Oscary)

Najbardziej zróżnicowany soundtrack spośród tych, które doczekały się w tym roku nominacji. I choć każdy z kompozytorów czerpał ze swoich wcześniejszych dokonań, ale tylko w przypadku ścieżki do Gwiezdnych Wojen to nie razi. Ba, jest wręcz wskazane, skoro to kolejna część jednej z największych sag w historii kina. Mimo to, wcale aż tak wielu „odgrzewanych kotletów” nie usłyszymy, ale klimat Gwiezdnych Wojen zdecydowanie został utrzymany. Williams zasłużył na Oscara, a lepiej dać mu go za życia i za konkretne dzieło, niż później wciskać mu do trumny nagrodę honorową. Zresztą niejeden spośród tych skomponowanych przez niego soundtracków, które dochrapały się „tylko” nominacji, bije na głowę wielu laureatów.

Nienawistna ósemka – Ennio Morricone (6. nominacja, 1 Oscar specjalny)

Już od pierwszego przesłuchania wpada w ucho i wyróżnia się, nie tyle spośród innych nominowanych, co wśród „typowej muzyki filmowej”. I właśnie dlatego nie nadaje się do słuchania w tle, podczas wykonywania innych czynności – żeby w pełni docenić soundtrack „Nienawistnej ósemki”, trzeba się na nim skupić. Z całą pewnością jest to jedna z tych niewielu rzeczy, które ciągną najnowszy film Tarantino za uszy. Niestety przeciętność i wtórność owego westernu przykrywają dobrą ścieżkę dźwiękową. Nie bardzo dobrą, bo kilka utworów wykorzystuje identyczne brzmienia, przez co same dorzucają kamyczek wtórności do swojego ogródka, ale i tak jedną z dwóch najlepszych z całej piątki. Kolejnym zarzutem mogłoby być to, że niektóre fragmenty soundtrack brzmią przestarzale i wręcz śmiesznie (zwłaszcza główny motyw, przywodzący na myśl „skradającą się, zmutowaną, krwiożerczą gąsienicę”), ale znając Tarantino, właśnie tak miało być, więc trudno uderzać w ten aspekt „Nienawistnej ósemki”.

Sicario – Jóhann Jóhannsson (2. nominacja)

Na początek wrażenia z odsłuchania samego soundtrack, bez obejrzenia filmu: Pierwsze utwory wydają się nieco ciężkawe, choć później to wrażenie ustępuje. Niestety ustępuje nijakości, bowiem żadna z osiemnastu kompozycji nie wyróżnia się absolutnie niczym. Co prawda kilka późniejszych utworów niby jakoś stara się ratować różnorodność i poziom albumu, ale nie jest to taka feeria dźwięków jak w przypadku ścieżki dźwiękowej do ubiegłorocznej „Teorii wszystkiego”. Skoro za tamten znakomity soundtrack Jóhannsson Oscara nie dostał, to za ten tym bardziej nie powinien. A teraz po seansie: Znakomicie podkreśla sceny akcji, napięcie jakie towarzyszy oglądaniu „Sicario” bierze się nie tylko ze świetnie poprowadzonej historii, ale też ze ścieżki dźwiękowej. Niesamowite jak odmiennie utwory Jóhannssona prezentują się wplecione w film.

Carol – Carter Burwell (1. nominacja)

Muzyka autorstwa Burwella również kurczowo trzyma się głównego motywu, ale nie jest on tak irytująco-zdumiewający jak w przypadku „Nienawistnej ósemki”. Oryginalne kompozycje są całkiem udane, ale tych kilka hitów z dawnych lat, które zostały do ścieżki dźwiękowej dokooptowane, pasuje do filmu jak kwiatek do kożucha. Tak czy inaczej soundtrack do „Carol” jest kawałkiem solidnej roboty, choć niekoniecznie oscarowej. Wierzyć się nie chce, że nadworny kompozytor braci Coenów, facet z trzydziestoletnim stażem i blisko setką ścieżek dźwiękowych w dorobku jest nominowany po raz pierwszy.

Most Szpiegów – Thomas Newman (12. nominacja)

Kompletnie niezauważalny podczas seansu. Jedyny zwracający na siebie uwagę utwór pojawia się dopiero na napisach końcowych. Mogło być zdecydowanie lepiej. Newman, który przejął misję skomponowania muzyki do najnowszego filmu Spielberga po Johnie Williamsie, chyba napisał ją kompletnie na odpierdol. Dla Newmana to dwunasta nominacja (a ósma w ciągu ostatnich 14 lat) i raczej nic nie wskazuje na to by etatowy oscarowy pechowiec miał przerwać statuetkowe fatum. Nawet gdy w 1995 roku zgarnął dwie pierwsze nominacje, to musiał obejść się smakiem, bo choć był autorem muzyki do „Skazanych na Shawshank”, to za konkurenta miał Alana Silvestriego („Forrest Gump”) i ówczesnego triumfatora Hansa Zimmera („Król Lew”).