Żarty primaaprilisowe często mają to do siebie, że są nieśmieszne, wręcz żenujące. Dotyczy to również tych, które pojawiają się w mediach, choć wydawać by się mogło, że dziennikarze powinni mieć zarówno wystarczająco dobre pomysły, jak i odpowiednie środki do ich realizacji. Wśród autorów poniższych piętnastu dowcipów znaleźli się jednak przedstawiciele tego zawodu, co pozwala wierzyć, że poczucia humoru nie uczyli się na warsztatach prowadzonych przez Karola Strasburgera w studiu Teleexpresu.
Udany żart primaaprilisowy oparty jest nie tylko na naiwności nabieranego, ale też na psychologii. Zarówno psychologii tłumu („bo skoro tylu robi coś dziwnego, to dlaczego miałoby to być nieprawdą?”), jak i jednostki („to jest głupie, ale jeśli okaże się prawdą, to na głupca wyjdę ja, nieuwierzywszy”). Ludzie bywają też tak zaślepieni chciwością czy dumą, że dają się zrobić w wała za pomocą nawet dowcipów szytych grubymi nićmi. Trzeba jednak pamiętać o tym, że świadomość pewnych zjawisk kształtowała się na przestrzeni lat, przez co nie powinno dziwić to, że sto lat temu ludzie byli skłonni uwierzyć w coś co dziś budziłoby co najwyżej uśmiech politowania. Nie wspominając o możliwościach szybkiej weryfikacji wątpliwej informacji.
„Wzbudzenie” wulkanu (1 kwietnia 1974)
Mieszkańcy Sitka na Alasce ujrzeli po przebudzeniu zatrważający widok za oknami. Z Mount Edgecumbe, uśpionego wulkanu, górującego nad ich miastem, wydobywał się czarny dym, co wywołało obawy, że wkrótce może dojść do erupcji. Na szczęście okazało się, że za sprawą stoi miejscowy kawalarz Porky Bickar, który wrzucił do krateru setki opon i podpalił je. Według lokalnej legendy, kiedy sześć lat później przebudził się wulkan Św. Heleny, mieszkańcy Sitka pisali do Bickara wiadomości, że razem posunął się za daleko.
Góra lodowa w Sydney (1 kwietnia 1978)
Do portu w Sydney wpłynęła barka, na której znajdowała się gigantyczna góra lodowa. Nie to było jednak przedmiotem dowcipu, bowiem mieszkańcy miasta spodziewali się tego transportu. Dick Smith, lokalny podróżnik i biznesmen, już wcześniej zapowiadał, że sprowadzi do miasta górę, z której będzie wykrawał małe kostki lodu i sprzedawał je za dziesięć centów od sztuki. Lód z krystalicznie czystych antarktycznych wód miał ulepszać smak każdego napoju. Góra powoli wpływała więc do portu, o czym minuta po minucie informowały lokalne stacje radiowe. Gdy barka zacumowała, rozpadał się deszcz, ujawniając dowcip. Okazało się, że „góra” to tak naprawdę plastikowe płótna, pokryte pianą gaśniczą i kremem do golenia.
Maradona w ZSRR (1 kwietnia 1988)
Radziecki dziennik Izwiestia podał tego dnia sensacyjną informację, jakoby Diego Maradona negocjował ze Spartakiem Moskwa, który był gotów zaoferować mu kontrakt w wysokości 6 milionów dolarów. Agencja Associated Press szybko podłapała newsa i przekazała dalej, jednak gdy skontaktowała się z redakcją w celu zdobycia bardziej szczegółowych informacji, okazało się, że musiała opublikować sprostowanie. AP uwierzyła w transfer Maradony za żelazną kurtynę zapewne dlatego, że radzieckie gazety nigdy wcześniej nie robiły sobie jaj na Prima Aprilis. Nagły przypływ poczucia humoru przypisuje się polityce Michaiła Gorbaczowa, który znalazł się w centrum innego primaaprilisowego żartu, o którym kilka akapitów dalej.
Rozpad Belgii (1 kwietnia 1992)
London Times poinformował swoich czytelników, że trwają negocjacje mające doprowadzić do podziału Belgii na dwie części. Flamandzkojęzyczna północ miałaby zostać włączona do Holandii, zaś francuskojęzyczne południe stałoby się częścią Francji. Nabrało się wielu, w tym brytyjski minister ds. europejskich Tristan Garel-Jones, który nawet był gotów udzielić telewizyjnego wywiadu w tej sprawie. Belgijska ambasada odebrała mnóstwo telefonów od dziennikarzy i mieszkających w Wielkiej Brytanii Belgów, chcących potwierdzenia szokującej informacji.
Bójka w studiu BBC (1 kwietnia 1989)
Widzowie sportowego programu „Grandstand” przecierali oczy ze zdumienia, gdy podczas zapowiadania materiału przez Desmonda Lynama, w widocznym za nim newsroomie wybuchła bójka między dwoma dziennikarzami. Prezenter zachował zimną krew i z pełnym profesjonalizmem odczytał zapowiedź, na końcu dodając „Nie ustajemy w staraniach, by nasze relacje były zawsze takie, jakich sobie Państwo życzą, a pomaga nam w tym nasz profesjonalny zespół”. Po emisji materiału Lyman przeprosił za to, że widzowie zobaczyli „drobną sprzeczkę”, po czym… zaczął komentować powtórkę w zwolnionym tempie z całego zajścia. Na koniec widzowie ujrzeli awanturniczych dziennikarzy w przyjacielskim uścisku, trzymających transparent z napisem „Prima Aprilis”.
Zniszczona „Straż nocna” (1 kwietnia 1950)
66 lat temu holenderskie radio publiczne wyemitowało rozmowę z podłamanym pracownikiem Muzeum Narodowego, który przyznał się do przypadkowego użycia niewłaściwego detergentu podczas czyszczenia słynnego obrazu Rembrandta. W rezultacie farba zaczęła powoli ściekać, a dzieło miało zniknąć całkowicie do północy. Wyznanie to skłoniło setki miłośników sztuki do szturmu na muzeum, by ostatni raz zobaczyć ukochany obraz. Gdy przed placówką ustawiła się długa kolejka, dziennikarze radia zaczęli przeprowadzać wywiady z oczekującymi w niej ludźmi. Niektórzy z nich czekali cierpliwie godzinami, zanim zorientowali się, że dali się nabrać.
Bombowy żart (1 kwietnia 1915)
Brytyjski pilot przelatujący nad zajętym przez Niemców lotniskiem we francuskim Lille zrzucił coś, co wyglądało na bombę. Żołnierze okupanta rozbiegli się błyskawicznie we wszystkich kierunkach, jednak do eksplozji nie doszło. Po jakimś czasie Niemcy ostrożnie podeszli do bomby, która okazała” się dużą piłką futbolową z przyczepioną wiadomością „April Fool — Gott Strafe England!”. „Gott Strafe England” to slogan używany przez niemiecką armię podczas pierwszej wojny światowej, oznaczający tyle co „Niech Bóg ukarze Anglię”.
Nat Tate (1 kwietnia 1988)
Na przyjęciu zorganizowanym przez amerykańskiego artystę Jeffa Koonsa zjawiło się mnóstwo celebrytów. Okazją do spotkania była premiera biografii Nata Tate’a –malarza ekspresjonisty, który popełnił samobójstwo skacząc do Zatoki Nowojorskiej. David Bowie odczytał fragmenty książki, zaś zgromadzeni na miejscu krytycy sztuki zaczęli wyrażać się z podziwem o nieco zapomnianym artyście, którego dzieła oni sami oczywiście znali. Kłopot w tym, że Nat Tate nigdy nie istniał. Książka jednak naprawdę została napisana (autorem jest szkocki pisarz i scenarzysta William Boyd), zaś Bowie został wtajemniczony w żart, który wyszedł na jaw dopiero po tygodniu, za sprawą dziennikarza Davida Listera, na łamach Independent. Lister był obecny na przyjęciu i jak sam zaobserwował, nikt ze zgromadzonych nie twierdził, że dobrze znał Tate’a, jednak nikt również nie przyznał, że nigdy o nim nie słyszał.
Romans Margaret Thatcher i Michaiła Gorbaczowa (1 kwietnia 1987)
Brytyjska premier podczas wizyty w Związku Radzieckim, miała ulec czarowi Sekretarza Generalnego KPZR , co poskutkowało płomiennym romansem. Już sam fakt, że taką nieprawdopodobną informację podał Daily Mirror, mógł sugerować, że to kolejny news wyssany z palca. Jednak historia została opatrzona fotografiami pary spacerującej w moskiewskim Parku Gorkiego i nie szczędzącej sobie czułości. Na jednym ze zdjęć widać jak Thatcher łaskocze uśmiechniętego Gorbaczowa po podbródku, na innym z kolei uwieczniony został pocałunek. Do fotografii pozowała oczywiście para sobowtórów, jednak na mistyfikację dały się nabrać tysiące ludzi, zszokowanych tym, że zamężna premier bez skrępowania zachowuje się w ten sposób w miejscu publicznym.
Telefon ze szpitala położniczego (1 kwietnia 2014)
Stephen Barrows, profesor ekonomii w Aquinas College, wprowadził podczas swoich zajęć zasadę, że jeśli któremuś ze studentów zadzwoni telefon, to połączenie musi zostać odebrane z włączonym głośnikiem, przy wszystkich na sali. Gdy więc 1 kwietnia ciszę przerwał dzwonek telefonu Taylor Nefcy, dziewczyna nie miała wyjścia. „Cześć, tutaj Kevin z Centrum Położniczego. Dzwonię, by powiedzieć, że wynik testu jest pozytywny. Gratulacje!”. Profesor poczerwieniał i przeprosił, ale studentka powiedziała, że nic się nie stało, gdyż spodziewała się tej informacji, a nawet ma już wybrane imiona dla dziecka – na pierwsze April, na drugie Fool.Barrows załapał, że stał się obiektem żartu, którego nagranie wyświetlono na Youtube już ponad 50 milionów razy.
Teksas honoruje „Dusiciela z Bostonu” (1 kwietnia 1971)
Teksańska Izba Reprezentantów jednomyślnie uchwaliła rezolucję honorującą Alberta DeSalvo, w treści uchwały zaznaczając, że był on „cenionym w stanie Massachusetts specjalistą kontroli populacji, cenionym za swoje niekonwencjonalne metody i używanie psychologii stosowanej”. Niedługo potem politycy palili się ze wstydu, gdy okazało się, że DeSalvo, znany również jako „Dusiciel z Bostonu”, miał na koncie zabójstwa 13 kobiet. Projekt uchwały został zgłoszony przez Toma Moore’a i Lane’a Dentona, stanowych parlamentarzystów, którzy przyznali, że zrobili to, by pokazać, że „nikt tak naprawdę nie czyta tych wszystkich ustaw i uchwał”.
Geneza Prima Aprilis (1 kwietnia 1983)
Agencja Associated Press ogłosiła, że zna tajemnicę pochodzenia tradycji robienia dowcipów na Prima Aprilis. Joseph Boskin, profesor bostońskiego uniwersytetu, odkrył, że zwyczaj zapoczątkowany został w czwartym wieku, kiedy to cesarz Konstantyn dla żartu przekazał władzę na jeden dzień w ręce dworskiego błazna imieniem Kugel. Jednodniowy władca wydał dekret, głoszący, że tylko rzeczy absurdalne są dozwolone tego dnia w cesarstwie. Tak narodziła się tradycja Prima Aprilis. Historia przekazana przez AP została powtórzona w setkach gazet, lecz wiele tygodni później Boskin przyznał, że wszystko zmyślił. Profesor robił sobie jaja z rozmawiającego z nim korespondenta agencji, lecz ten potraktował opowieść bardzo poważnie i nie wyczuł dowcipu. Boskin przyznał, że Kugel to tak naprawdę danie z kuchni żydowskiej, zaś on sam nie wie, skąd wzięła się tradycja primaaprilisowych żartów.
Witamy w Chicago (1 kwietnia 1992)
Pasażerowie samolotów lądujących na lotnisku w Los Angeles zapewne nie mogli uwierzyć własnym oczom, gdy wyglądając przez okna zauważyli witający ich, długi na 26 metrów baner, na którym widniał wymalowany czerwonymi literami napis „Witamy w Chicago”. Znajdował się on na położonym obok lotniska torze wyścigowym Hollywood Park, którego rzecznik przyznał: „Zawsze chcieliśmy to zrobić”. Baner „straszył” pasażerów jeszcze następnego dnia.
Prima Aprilis na giełdzie (1 kwietnia 1922)
Gdy na giełdzie w Detroit pojawił się tajemniczy pakiet akcji nazwany „A.F.P.”, brokerzy zachodzili w głowę przez kogo został wprowadzony. Chodziły pogłoski, że rozwinięciem skrótu jest „American Fire Protection”, jednak poza tą informacją nikt nie wiedział nic więcej. Mimo to, akcje wzbudziły zainteresowanie. Szły to w górę, to w dół, aż w końcu ktoś pomyślał, by skontaktować się ze stanową komisją finansów i zapytać czy w ogóle dopuściła ona akcje A.F.P. do obrotu. Komisja naturalnie odpowiedziała, że nie oraz że każdy kto je kupi, działa na własną odpowiedzialność. Wreszcie wydało się, że rozwinięciem skrótu jest „April Fool Preferred” lub „All Fools Preferred”, jednak tożsamość żartownisia pozostała nieznana.
Dlaczego Ameryka nie czyta? (1 kwietnia 2014)
Amerykańskie radio publiczne (NPR) opublikowało na swoim facebookowym profilu link do artykułu pod prowokacyjnym tytułem „Dlaczego Ameryka już nie czyta?”. Pod sex randki piaseczno oglaszam pl pojawiły się setki komentarzy – jedni internauci zgadzali się z niekorzystną tezą, inni wyrażali odmienne zdanie. Jednak tym co łączyło jednych i drugich było to, że nieświadomie udowadniali jej prawdziwość . Wszystko dlatego, że link tak naprawdę prowadził do krótkiej notki na stronie NPR: „Czasami mamy wrażenie, że niektórzy ludzie komentują nasze artykuły bez czytania ich. Jeśli to czytasz, prosimy o like dla tego posta i niekomentowanie go. Zobaczymy, co ludzie mają do powiedzenia o tym artykule”. Oczywiście znalazło się wielu takich, którzy mimo przeczytania wiadomości postanowili i tak skomentować – bo przecież tylko w ten sposób inni dowiedzą się, że to właśnie ty jesteś tak inteligentny by załapać dowcip, nie? Takie indywidua są nawet bardziej denerwujące niż przemądrzały student, który podczas wykładu co chwilę zgłasza się by dodać do słów wykładowcy coś od siebie.