Zasiadając do sequela Hotline Miami moim jedynym oczekiwaniem było to, żeby całość była jak najbardziej odgrzanym kotletem. Jedynce do pełni frajdy niemal niczego nie brakowało, więc od dwójki chciałem tego samego, raz jeszcze. I nie zawiodłem się. Gdy zobaczyłem Hotline Miami 2: Wrong Number na PSN Store, od razu wykrztusiłem z siebie pięć dyszek. Jakieś 700 MB później tylko rosyjskie czołgi za oknem byłyby w stanie mnie przegonić sprzed konsoli.

Jakby ktoś się zastanawiał czym jest Hotline Miami, to tytuł najlepiej porównać do pierwszej części GTA z ciągle włączonym „szałem zabijania”. Pamięta ktoś? Nie? Więc nie jest to gra dla ciebie, dzieciaku. Tu punktowane jest każdy powalony zakapior, a im szybciej dokonasz masowej rzezi, tym lepiej dla twojego ostatecznego wyniku, który bez finezji trudno wyśrubować.

Grafika to wczesne lata dziewięćdziesiąte z kolorystyką lat osiemdziesiątych, z dopracowaniem i liczbą detali lat dwutysięcznych. W porównaniu do poprzedniej części wizualnie nie zmieniło się praktycznie nic, co należy uznać za zaletę. Tu i ówdzie dodano więcej szczegółów i możliwości sporadycznego rozwalenia otoczenia. Na pierwszy rzut oka widać tylko bardziej zróżnicowane i rozleglejsze miejscówki, a poza tym to stare, dobre Hotline Miami dla psycholi.

Magia Hotline Miami 2: Wrong Number tkwi w klimacie i gameplayu

Pod koniec poziomu pikselowe flaki walają się wszędzie, a  trupy dosadnie prezentują wybebeszone jelita czy rozmazany mózg. I wszystko ładnie, pięknie. Wydawca gry zastrzeżenia miał jedynie do krótkiej sceny pozorowanego gwałtu, z powodu której wywiązała się niemała afera, ale ostatecznie kontrowersyjny fragment złagodzono i da się go całkowicie pominąć. Co wrażliwsi z pewnością tak zrobią. Albo i nie. Do cholery, wrażliwi w ogóle by nie grali w taką grę! Ciężko czasami zrozumieć świat biznesu.

Zdawać by się mogło, że w takiej produkcji fabuła jest nieważna, ale w obu częściach buduje klimat swoim narkotycznym skrzywieniem i uzasadniała jatkę, jaką trzeba wykonać. Historia Hotline Miami 2: Wrong Number znów jest niejasna i enigmatyczna. Nawiązuje częściowo do poprzednika, w którym nagrane na automatyczną sekretarkę wiadomości zmuszały do siania spustoszenia. Teraz dodatkowo dochodzą nowi bohaterowie, a misje skaczą po osi czasu w tak popieprzony sposób, że niemożliwe jest załapanie wszystkiego za pierwszym przejściem. I szczerze, ja nawet uważnie czytając dialogi do tej pory nie łapię, o co dokładnie chodzi, więc nie będę się wymądrzał.

W przeciwieństwie do części pierwszej, tutaj misje oferujące wybór „zestawu startowego” można policzyć na palcach jednej ręki, o ile ta nie wpadła ci wcześniej pod piłę tarczową. Mapkę zaczynasz gotową postacią, a jej wybór (lub też maski dającej modyfikatory) jest sporadyczny, co pozbawia całość nieco finezji i odechciewa się przechodzić grę po raz drugi.

Na ogromną pochwałę zasługuje muzyka

Ścieżka dźwiękowa jest wykonana w stylu chiptune z nowoczesnym, elektronicznym pazurem i pięknie komponuje się z poziomami nadając im specyficznego charakteru. Na soundracku znajdziemy 49 utworów takich wykonawców jak Perturbator, Mega Drive czy Carpenter Brut, których swobodnie można słuchać poza grą, delektując się klimatycznym majstersztykiem. Oczywiście ksywki tych gości nikomu nic nie mówią, ale wpiszcie któregokolwiek na YouTube. Obiecuję miłość.

Mimo wszystko na diamencie widać skazy

Pomimo że od premiery protoplasty minęły grubo ponad dwa lata, to Hotline Miami 2 w niektórych miejscach prezentuje się, jakby był pisany na kolanie. Za sprawą bugów kilka razy ginąłem w głupich sytuacjach, ale mój szczyt wkurwienia osiągany był zawsze przy drzwiach. Takich zwykłych, rzekomo drewnianych. Tym sposobem jeden gówniany element niejednokrotnie psuł krwawą rzeź, a cała skumulowana podczas jatki agresja kierowana była na twórców, a zwłaszcza programistę odpowiedzialnego za te kilka linijek kodu. Gdy oprych ginie pod drzwiami, te zaczynały się telepać jakby dostały nagłego ataku padaczki, uniemożliwiając rozsądny ostrzał reszty pomieszczenia. A precyzja w Hotline Miami jest kluczowa.

Podobnie jest w przypadku zaklinowanego za drzwiami psa czy typa ze względu na jego lichą inteligencję. Przeciwnik jest przez to cholerstwo niewrażliwy na ostrzał, sam jednak bez problemu rozsmaruje mi mózg po podłodze. Gdzie tu logika, gdzie tu fizyka? Na szczęście sytuacji tych było nie więcej niż kilka, zdołały jednak napsuć mi nerwów i wywołać wiązankę z kurwami i chujami na czele.

Drugim rzucającym się w oczy mankamentem jest design poziomów, które często są zbyt duże do jednorazowego, bezstresowego przejścia. Podobnie jest z piętrami poszczególnych budynków czy fragmentami mapy, które też potrafią być tak rozlazłe, że flaki wypruwa ci czysta seria w nery od postaci niewidocznej na ekranie, podczas gdy ty jak ten debil czaisz się za nieodpowiednią ścianą. W pierwszej części wszystko było podane jak na tacy i można było swobodnie zaplanować każdy ruch. Teraz opanowanie burdelu, który trzeba rozpętać bywa czasochłonne i przypadkowe.

Mimo wszystko Hotline Miami 2: Wrong Number nie straciło swojego uroku i nadal rozpala niezdrowe, dzikie emocje. Jeżeli seria będzie kontynuowana, a z pewnością będzie, to po raz kolejny kupię w ciemno dzieło Szwedów z Dennaton Games. Oby nie trzeba było czekać kolejne dwa lata.

No i przydałby się multiplayer.

OCENA 8/10