Robert kątem oka dostrzegł nadjeżdżającego ciemnobłękitnego Vana z białym logiem stacji telewizyjnej FOX. Na dachu miał ogromną antenę, która przywodziła na myśl statki kosmiczne z tanich filmów science fiction z lat siedemdziesiątych. Furgon chciał się wcisnąć jak najbliżej tłumu, ale Dwayne z groźną miną pokiwał mu, by się wycofał. Dziennikarze zaparkowali ostatecznie za karetką i z prędkością mechaników Formuły 1 wytoczyli sprzęt nagrywający i oświetlający. Rozstawili wszystko na wolnej przestrzeni chodnika i techniczny w słuchawkach klepnął dwa razy w drzwi furgonu. Z wewnątrz z gracją wyszła jedna z nijakich prezenterek, których wyglądu nigdy nie da się zapamiętać, odebrała od chłopaka mikrofon i powędrowała przed kamerę, stukając obcasami. Jeszcze tylko kilka pacnięć pudrem od charakteryzatorki i palce kamerzysty zaczęły odliczanie. 5… 4… 3… 2… 1…

Prezenterka rozpoczęła monolog.

– Proszę pani – krzyknął policjant Dwayne do Anny, a ta natychmiast przeniosła swoją uwagę z Roberta na niego. – Proszę stamtąd zejść, to niebezpieczne.

– Nie mogę. Rozmawiam z tym człowiekiem… słucham go – odpowiedziała beznamiętnie.

– Ten człowiek jest niebezpieczny. To morderca! – Policjant zadbał o to, by ostatnie słowo było wyraźne i odpowiednio zaakcentowane.

– Proszę się o mnie nie martwić. Nic mi nie grozi – wyjaśniła.

– Chciałbym, żeby tak było, ale––

Do Dwayne’a podeszła szybkim i pewnym krokiem Laura. Zadbała o to, by to co mówi było niesłyszalne dla kogokolwiek innego. Policjant zmarszczył czoło i machnął ręką, a następnie odszedł z powrotem w kierunku tłumu. Psycholog odprowadziła go wzrokiem.

– Jeśli pani wyraża taką wolę – powiedziała do Anny – to proszę pozostać na barierkach. Prosiłabym jednak, by postarała się pani go odwieść od skoku.

Laura kiwnęła głową na znak porozumienia, lecz Anna nie zareagowała.

– Jeżeli ona zostanie zmuszona do zejścia, wtedy skoczę od razu – zaszantażował Robert, rozglądając się dookoła, by sprawdzić, czy nikt nie próbuje go zajść znienacka i siłą ściągnąć z mostu. – Ale oczywiście możesz odejść z własnej woli – zwrócił się do niej i wymusił lekki uśmiech.

Anna przyjęła go i odpowiedziała takim samym lekkim uniesieniem warg.

– Dziękuję – dodał.

– Ależ nie masz za co. – Zdziwiła się. – Podziękujesz jak uratuję ci życie, ale jeszcze nie wiem jak.

Robert nic nie odpowiedział.

– Kontynuuj. Chcę znać całą prawdę – powiedziała spokojnie Anna.