Witaj w moim koszmarze. Nie jesteś w nim superbohaterem i nie ratujesz świata. Twoje drugie oblicze nie siedzi na wygodnej kanapie z kontrolerem w prawej ręce, raz po raz nurkując lewą do leżącej obok wybebeszonej paczki z chipsami.
Jesteś nagi, bezbronny i ślepy. Mrugasz intensywnie oczami, ale jedyne, co się przed nimi pojawia, to zamglone przebłyski losowych barw i figur. W tym samym momencie twoją głowę przeszywa iskra bólu. Chyba ktoś uderzył cię w głowę. Tak, z pewnością tak musiało być.
Leżysz na zimnej, betonowej podłodze i jedyne co czujesz prócz bólu, to swędząca woń pokruszonego tynku i kurzu. Podnosisz się jak małe dziecko po upadku. Rozpartymi rękami zapierasz się podłogi, a następnie powoli odpychasz. Robisz tak, by mieć pewność, że stoisz prosto. Teraz twój błędnik podpowiada ci, że właśnie lecisz twarzą w kierunku gleby, ale nie widzisz nic, prócz własnych przetartych wspomnień sprzed kanapy. Z przerażeniem robisz krok do przodu. Szorstki beton pod stopą uświadamia ci, że trzymasz się pionu, ale na wszelki wypadek wysuwasz ręce przed siebie.
W podobnej sytuacji nikt nie myśli, co się tak właściwie stało. Cała świadomość wyłącza się na potrzeby instynktów, które przejmują stery nad twoim myśleniem i rozkazują ci jak najszybciej się wydostać. Kiedy ostatni raz korzystałeś z instynktów?
Gdy nagle zaczynasz wyczuwać czyjąś obecność, uświadamiasz sobie, że było to bardzo dawno. W codziennym życiu towarzyszyć ci może jedynie uczucie, że jesteś obserwowany. W supermarkecie, na egzaminie czy w pobliżu patrolu policji. Tym razem jednak wiesz, że coś niedaleko gapi się na ciebie i czeka w bezruchu na twój jeden fałszywy ruch. Powietrze zastyga ci w płucach.
Robisz jeszcze kilka kroków w przód i wyciągniętymi dłońmi dotykasz ściany. Opukujesz chłodny beton, chcąc sprawdzić, czy faktycznie jest prawdziwy. Być może to jeden z tych snów, w których dłonie przelatują przez ściany. Odpowiadają ci tylko niespokojne pacnięcia. Najpierw twoich dłoni, później jakichś kończyn.
Coś, co jeszcze przed chwilą było po twojej lewej stronie, cichym kuśtykaniem przeszło na tyły. Wzbierające się w tobie przerażenie chce ulecieć przez gardło w postaci krzyku, ale ostatecznie więdnie przy samej przeponie, jakby twój instynkt nie chciał byś zrobił coś głupiego.
Istota zbliża się powoli. Słyszysz człapanie dwóch kończyn oraz szorstkie szuranie bezwładnej części ciała. Może to ogon? Odwracasz się błyskawicznie i zamierasz w bezruchu, niczym szczur przed atakiem węża. Przy kolejnych dwóch odgłosach wymachujesz rękami, ale uderzasz jedynie powietrze. Chyba coś cię przesuwa, ale nie jesteś pewien. Nie czujesz żadnego dotyku, ale chłód ściany, do której jeszcze przed chwilą byłeś przyparty, zanika. Przy twoich pozlepianych wargach narasta nieokreślone ciepło. Bierzesz mimowolny oddech i tym razem błędnik zaczyna wariować. Upadasz na beton, ale nie czujesz żadnego bólu, gdy okruchy wbijają ci się w plecy. Twoje ciało od ust, w stronę przełyku, poprzez płuca i żołądek rozpiera duszne ciepło istoty.
Istota jest wdzięczna. Wije się i rozpycha, aż w końcu przepełnia cię po same koniuszki palców. Tracisz swoje instynkty. Wygasają jak pogorzelisko.
Wtedy otwierasz oczy i widzisz swój pokój. Włączony telewizor wydaje z siebie szum nieistniejącego kanału. Na podłodze leży pusta paczka po chipsach, pad od konsoli i talerz z nadgryzionym kawałkiem pizzy. Próbujesz poruszyć głowę, by zobaczyć więcej, ale twoje mięśnie odmawiają posłuszeństwa. Wpadłeś w paraliż senny.
Leżysz na brzuchu i nie możesz się ruszyć. Jedynie twoje otwarte oczy wskazują na to, że nie śpisz. Przez chwilę czujesz ulgę, ponieważ udało się uciec z koszmaru, ale po chwili znów strach ściska gardło, gdy uświadamiasz sobie, że jednak istota cię nie opuściła. Być może siedzi ci teraz na plecach, uciska kręgosłup. Jak długo tak spędzisz? Jak się wydostać?
Zaczynasz żałować, że nigdy nie sprawdziłeś tego w Internecie. Nie pozostaje ci nic innego jak prosić, błagać, skomleć. Robić to w myślach, bowiem usta wydają tylko stęknięcia. Pierwsza łza spływa na prześcieradło.
Istota podnosi się, aż strzelają ci kręgi. Ogromny ciężar przenosi się na niewidoczną część łóżka i czujesz, jak w materacu zagłębiają się kończyny, gdy przechodzi tuż koło twojej głowy. Kątem oka widzisz nieokreślony cień.
Obudziłeś się na plamie potu, która wyglądała jak odciśnięte ciało. Nie przypominasz sobie, byś otwierał okno w nocy, nie pamiętasz byś zostawił zapalone światło w łazience. A co najważniejsze, nigdy, ale to przenigdy nie rozrzuciłbyś zawartości szafy po przedpokoju.
Pomimo że przespałeś ponad osiem godzin, jesteś jeszcze bardziej zmęczony niż byłeś kładąc się spać. Nie masz siły iść do pracy, więc dzwonisz do przełożonego.
Nie będzie mnie dzisiaj, mówisz.
Ale przecież przed chwilą widziałem, jak wchodzisz do biura, słyszysz w odpowiedzi.
Teraz, to twój koszmar. Podaj dalej.