Wczorajszy mecz Polaków z Niemcami zakończył złą passę, której nasza reprezentacja nie mogła przełamać nawet za czasów wielkich drużyn Kazimierza Górskiego i Antoniego Piechniczka. Piłkarze zza Odry należą do tych zespołów narodowych, z którymi Biało-Czerwonym nie idzie najlepiej (chociaż na ostatnie trzy potyczki nie przegraliśmy ani jednej), co zresztą widać w statystykach – wygrana i sześć remisów w dziewiętnastu konfrontacjach. A jak jest z innymi trudnymi do ogrania reprezentacjami?

Wygrywając z Niemcami, Polacy pokonali ostatniego poważnego przeciwnika, z którym do tej pory ani razu nie dali sobie rady. Zostało jednak kilka drużyn, z którymi co najwyżej remisowaliśmy. Choć w przeciwieństwie do zespołów ze światowego topu, są one w zasięgu naszej reprezentacji. Kamerun, Czarnogóra, Egipt, Korea Południowa, Kuba i Paragwaj – w sumie polska reprezentacja rozegrała przeciwko nim 11 meczów, siedmiokrotnie remisując i czterokrotnie przegrywając. W zasadzie jest jeszcze jedna porażka z Australią, ale… No właśnie, jest jedno „ale”.

„Mecze uznane przez PZPN za nieoficjalne” – wśród nich znajduje się pogrom 6:1, który polscy piłkarze zgotowali Australijczykom podczas Igrzysk Olimpijskich w 1992 roku. Teoretycznie również Argentynie nie powinniśmy liczyć jednego meczu. Nie, nie jest to ten, o którym myśli większość – ostatnia polsko-argentyńska potyczka (2:1) była meczem oficjalnym, a to, że trener Argentyńczyków zdecydował się powołać na to spotkanie jakieś ogórki, nie ma kompletnie znaczenia. Nikt nie przystawiał mu pistoletu do głowy podczas ustalania kadry, mówiąc, że ma zostawić w spokoju Messiego i resztę najlepszych zawodników. A wracając do głównej myśli, chodzi o mecz rozegrany na Igrzyskach Olimpijskich w 1960 roku. Argentyna wygrała go 2:0, więc nasza zdobycz punktowa i tak nie uległaby zmianie. Średnia punktów natomiast podskoczyłaby do 1.0, więc i tak rywale wciąż łapaliby się do zestawienia, ale skoro PZPN uważa za oficjalne mecze z Węgrami na igrzyskach w 1924 i 1972 (zaś w 1936 znowu nie), to nie będziemy niczego zmieniać. To samo tyczy się konfrontacji z Brazylią na Igrzyskach w 1976.

Wliczony w bilans został również ostatni mecz Polski z Rumunią, w którym to przeciwnicy zapomnieli ile zmian można dokonać (taaa, jasne – przepierdzielili 1:4, więc zrobili to, by nie psuć sobie statystyk). Całkiem często zdarzają się też takie mecze, które PZPN według własnego widzimisię uznaje za nieoficjalne, podczas gdy FIFA i federacje przeciwników uważają inaczej. Dlatego ustalmy prostą zasadę – jeśli nasza drużyna występowała pod szyldem „Polska” (nie żadne wynalazki w stylu „Liga polska” czy reprezentacja listonoszy okręgu warmińsko-mazurskiego) i grała przeciwko drużynie nazywającej się identycznie jak kraj, który reprezentuje (bez dodatkowych literek, cyferek itp.) to mecz zostaje wliczony do statystyk. Że niby reprezentacja olimpijska to co innego? Owszem, ale dla porządku (raz mecze na igrzyskach wg PZPN się liczą, innym razem nie) jej potyczki zostały wzięte pod uwagę. Nie było ich znowu aż tak wiele, poza tym, nie zmieniają one znacznie niekorzystnych statystyk z „parszywą dziewiątką”. Jaki jest jej skład?

Z-R-P Pkt/Mecze Średnia
  1. Niemcy
1-6-12 9/19 0,474
  1. Anglia
1-7-11 10/19 0,526
  1. Brazylia
2-2-9 8/13 0,615
  1. Hiszpania
3-1-9 10/13 0,769
  1. Rumunia
5-15-14 30/34 0,882
  1. Argentyna
3-2-7 11/12 0,917
  1. Węgry
9-4-20 31/33 0,939
  1. Rosja/ZSRR
4-5-9 17/18 0,944
  1. Francja
4-5-8 17/17 1

Pod uwagę wzięte zostały tylko te drużyny, z którymi rozegraliśmy przynajmniej dziesięć meczów, a średnia ilość zdobytych w nich punktów nie przekracza jednego na mecz. Punktacja, niezależnie od czasów, w których rozgrywane było spotkanie, oczywiście współczesna: zwycięstwo – 3 punkty, remis – 1, porażka – 0.

Na podstawie danych z hppn.pl