Wczoraj był ten jeden dzień w roku, gdy na cmentarzach ludzi więcej jest nad niż pod ziemią. Z tego też powodu nie pojawił się nowy tekst. Dziś zatem trzeba to nadrobić.

Niezależnie od tego czy jest się wierzącym czy nie, we Wszystkich Świętych chyba każdy odwiedza groby swoich bliskich. Czasem nawet uczestniczy we mszy na cmentarzu lub po prostu pogrąży się na chwilę w zadumie. Niestety, od pewnego czasu dzień Wszystkich Świętych zaczyna coraz bardziej przypominać inne święta, zawłaszczone przez komerchę, zawiść i pychę.

Od kilku-kilkunastu lat cmentarze stały się areną prawdziwego wyścigu zbrojeń. Kto będzie miał największy wieniec, kto „najładniejsze” znicze (inna sprawa, że im prostsze są, tym mniej kiczowate), wreszcie, kto jak się wystroi. Tak, tak – obecnie to wydaje się najbardziej zaprzątać głowy niektórym „pogrążonym w zadumie”.

Na pierwszy ogień – znicze

Dawniej na grobach stawiało się zwyczajne gipsowe znicze, które dzięki temu, że były odkryte, powodowały, iż podczas wieczornego spaceru już z daleka można było zobaczyć piękna łunę nad nekropolią. Dzisiejsze znicze może i są praktyczne (wymienialne wkłady – gipsowe były do wyrzucenia po wypaleniu), ale wyglądają tandetnie, niezależnie od tego, czy kosztują 2 czy 20 złotych. Chociaż te tańsze przynajmniej są skromne. Najgorzej wyglądają te z plastykowymi wykończeniami mającymi imitować spatynowany mosiądz. Ani to ładne, ani praktyczne – cholera wie, czemu ludzie to kupują.

Rozmiar ma znaczenie

Wieńce – właściwie to do nich przyczepić się nie można. O ile oczywiście ich ilość, czy też wielkość nie czyni z grobu mini-ogrodu botanicznego. Zdarza się też, że ów „ogród” to kawałki drutu obleczone plastikiem z doklejonymi sztucznymi kwiatkami. Zmarłym teoretycznie i tak wszystko jedno, ale mała własnoręcznie dobrana wiązanka żywych kwiatów prezentuje się o wiele ładniej. Tymczasem nierzadko ludzie za punkt honoru przyjmują sobie udekorowanie miejsc spoczynku swoich najbliższych jak największym, a często tez nieświadomie jak najbardziej badziewnym wieńcem jaki uda im się zakupić. Taki wieniec ma za zadanie krzyczeć „Patrzcie, podziwiajcie i zazdrośćcie!”

Moda cmentarna

W tym roku pogoda nie dopisała, więc eleganckie kapelusze i wystrzałowe fryzury zazwyczaj znikały pod chmarą parasoli, a piękne bluzki zakryte były grubymi płaszczami, które zastąpiły modne żakiety. Jednak jeśli we Wszystkich Świętych nie pada, wiatr jest słaby albo nie ma go wcale, a słupek na termometrze zatrzymuje się gdzieś w okolicach właściwych złotej polskiej jesieni, to cmentarze ożywają. Rzecz jasna od gniewnych pomruków pań (ale też niektórych panów) komentujących stroje i dodatki tych pań, które pomyliły cmentarz z wybiegiem.

I tu właśnie jest pies pogrzebany

Coraz modniejsze stają się w Polsce cmentarze dla zwierząt. Idea kontrowersyjna, ale mimo wszystko nawet wśród niektórych księży znajdująca zrozumienie. Tymczasem paragrafy nakazują zutylizować to, co zostaje nam z ukochanego Mruczka lub Burka. Według mnie ludzie powinni mieć prawo zakopać swojego zwierzaka (oczywiście martwego) i odwiedzać go kiedy chcą. Oczywiście wszystko w ramach rozsądku. Jednak jak to u ludzi, rozsądek ustępuje miejsca szajbie. Marmurowe nagrobki, znicze (a jakże), kwiaty a nawet pomniki. Momentami cmentarze dla zwierząt są bardziej udekorowane niż te dla ludzi.

Głodny? Na co czekasz?

Kwiaciarnie – w porządku. Stoiska ze zniczami też ok. Ale żeby, do kurwy nędzy, wata cukrowa i popcorn?! Tu już handlarze przesadzają. Nie wiem, być może spacerowanie między alejkami cmentarza z kiełbachą w jednej ręce i bułą w drugiej, albo zagryzanie kiszonego ogóra nad grobem dziadka pomaga komuś w zebraniu myśli, tudzież skupieniu na modlitwie, ale jednak normalnym ludziom zapach gofrów na cmentarzu raczej przeszkadza. Jeszcze kilka lat temu coś takiego byłoby nie do pomyślenia, teraz jednak wokół cmentarzy handluje się niemal wszystkim, także jedzeniem. To, że ktoś usiłuje wcisnąć ci precle, sery podhalańskie (WTF?!) czy inne żarcie kojarzące się z festynami, wcale mnie nie dziwi, bo ma w dupie ciebie i powód dla którego zjawiłeś się na cmentarzu – chodzi mu tylko o twojego piątaka czy dychę. Jeśli jednak sam lecisz do takiego stoiska jak mucha do gówna, to może za rok zostań w domu i odpuść sobie wizytę na cmentarzu. W końcu i tak kiedyś tam trafisz.