Grając w Dark Souls II masz wiecznie przesrane. Nikt ci nie pokaże gdzie iść, nikt nie wskaże co masz naciskać, ani jak masz grać. Jesteś tylko ty i pierdyliard potworów, spośród których każdy może cię zgnoić za najmniejszą chwilę nieuwagi. I wtedy padniesz trupem, pozbywając się najczęściej cennych, zebranych w pocie czoła dusz, mając tylko jedną szansę na udanie się w miejsce swojej śmierci i ich odzyskanie. Oj tak, będziesz ginąć często. Tak często, że w pewnym momencie zdasz sobie sprawę, że nigdy tyle nie przeklinałeś.
A jednak, gdzieś pomiędzy frustracją i nerwami, poczujesz satysfakcję i potrzebę brnięcia dalej, w coraz większe gówno. I znów zginiesz. Będziesz siedział wściekły z padem w ręku, spróbujesz przejść któregoś przeciwnika na szybko. I padniesz trupem. Będziesz wredny dla innych, będziesz myślał o tym, jak zajebać tego durnego bossa. A potem zginiesz, a przeciwnicy się odrodzą w tym samym miejscu. Witaj w Dark Souls II – grze, która wywoła u ciebie napady szału. Ale będziesz dobrze wiedział, że powinieneś być wściekły wyłącznie na siebie.