Choć tytuł przewrotny, to kryją się za nim niepoprawne politycznie psychologiczne aspekty naszej natury. Wszyscy brzydzą się skokami w bok wśród innych, jednakże prawda jest okrutna, a lamenty rozbitych par nigdy nie będą miały końca.
A wszystko dlatego, że istota ludzka została zaopatrzona w dość podły dla romantyzmu mechanizm. Jest nim naturalna skłonność do poligamii, czyli spółkowania ze wszystkim co popadnie. A okazja czyni cudzołożnika. I to wcale nie dlatego, że jest dupkiem żołędnym lub kurewką bez obyczajów, ale dlatego, że tak zostaliśmy zaprogramowani.
Jedynie cywilizacja zachodu wypaczyła te zwierzęce skłonności, tworząc różnego rodzaju zakazy, nakazy, normy i religie. I chociaż poliandria (jedna kobieta, wielu mężów) jest mało popularna, to już poligynia (jeden mąż, wiele kobiet) jest całkiem powszechna w barbarzyńskich dla nas społeczeństwach. Tak więc jedynym odchyłem od natury jesteśmy my i nasze tradycje Judeochrześcijańskie, które lubią wpychać nos w nie swoje sprawy, sugerując naturalność związku monogamicznego. Problem w tym, że nasz gatunek męczy się w takim układzie, jako że przez większość swego istnienia był poligamiczny.
Wielkość
Jedną z wypadkowych naturalnej poligamii jest fakt, że mężczyźni są zazwyczaj więksi i wyżsi od kobiet. Głupi wniosek? Niekoniecznie. Wśród wielu gatunków zwierząt stopień poligamii jest powiązany ze stopniem w jakim samce są większe od samic. Im bardziej gatunek był cudzołożny w swoim istnieniu, tym większa jest różnica w rozmiarach między płciami. U ludzi mężczyźni są zazwyczaj o 10% wyżsi i 20% ciężsi od kobiet.
W przeciwieństwie do monogamii, poligamia wymusiła znaczną rozbieżność w tężyźnie fizycznej między płciami. Chęć chędożenia (i konieczność do spamowania swoimi genami) prowadzi do współzawodnictwa między samcami i w grze reprodukcyjnej dzieli ich na przegranych i zwycięzców. Przewaga wielkości pozwala kilku zaledwie samcom obracać wszystkie samice w grupie.
Ochrona
Im większe zróżnicowanie siłowe, tym większa presja do rywalizacji o samicę. Tylko duże i wysokie osobniki mają szanse na zwycięstwo i otrzymują możliwość rozpylania. A jest to bardzo przydatne z punktu widzenia samicy. Wśród gatunków, które naturalnie łączą się w pary by wychować potomstwo, samica również preferuje taki układ, ponieważ w ten sposób sprawia sobie ochronę przed drapieżnikami oraz innymi samcami.
Tę ciekawą zależność widać w społeczeństwach ze znacznym rozwarstwieniem. Tam kobietom jest znacznie lepiej, jeżeli dzielą się jednym bogatym mężczyzną. Tężyzna zamienia się na prosperity, czyli współczesne perspektywy na ochronę i opiekę siebie oraz dziecka. Połowa, ćwiartka czy nawet jedna dziesiąta dzianego faceta jest wciąż lepsza od jednego całego biedaka. Brutalną prawdę pięknie ujął pisarz George Bernard Shaw: „Instynkt macierzyński sprawia, że kobiety wolą jedną dziesiątą udziałów pierwszej klasy mężczyzny, aniżeli posiadanie na wyłączność trzecioklasowego’’.
Szanse
Co prawda pomimo faktu, że poligamia jest całkowicie naturalna, to większość społeczeństw uprzemysłowionych jest monogamicznych, ponieważ mężczyźni mają mniej więcej równe „zasoby” w porównaniu do ich przodków sprzed stuleci.
Teraz pora na okrutną prawdę – większość kobiet czerpie korzyści z poligamii, natomiast większość mężczyzn korzyści ma z monogamii. To dość przewrotne stwierdzenie można w łatwy sposób udowodnić. Gdy istnieje duża rozbieżność w posiadanych dobrach wśród mężczyzn, co ma miejsce niemal w każdym społeczeństwie, kobiety mają korzyści z poligamii dzieląc się jednym zamożniejszym facetem. Natomiast przy monogamii skazane są na małżeństwo z biedniejszym leszczem.
Monopol
Jedynym wyjątkiem są oczywiście bardzo pożądane kobiety. W monogamii monopolizują sobie najbogatszych, natomiast w poligamii muszą dzielić się nimi z innymi, mniej pożądanymi kobietami. Jednakże powyższa sytuacja jest dokładnie odwrotna w przypadku mężczyzn. Monogamia gwarantuje, że każdy z nich znajdzie żonę. Co prawda mniej pożądany facet może poślubić tylko mniej pożądaną babę, ale to i tak znacznie lepsza opcja, niż nie posiadanie kogoś w ogóle. W społeczeństwach monogamicznych, napędzani naturą mężczyźni sądzą, że lepiej by im się wiodło w szponach poligamii. Nie zdają sobie jednak sprawy, że dla większości męskich osobników, którzy nie są ekstremalnie pożądani, poligamia oznacza brak kobiety w ogóle, lub, jeśli mają szczęście, żonę, która ostatecznie będzie i tak mniej pożądana od tej, którą mogliby znaleźć w monogamii.
Na całe szczęście, ku chwale romantyzmu, wysoki iloraz inteligencji wiąże się ze skłonnościami do jednego partnera. Górnolotnie interpretując ten fakt, można uznać, że inteligentny człowiek wyzbywa się swojej nieuzasadnionej we współczesnym świecie zwierzęcości i idzie z duchem ewolucji cywilizacji, która aprobuje ten rodzaj związku.
A reszta niech się gzi po cudzych wyrach.
Na podst.: psychologytoday.com
brednie