Czy to możliwe, by ogromna grupa dorosłych ludzi uwierzyła w historię pisarza science-fiction i traktowała niegroźną bajkę o kosmitach jako coś, co przytrafiło się naprawdę? Czy można z tego zrobić nurt religijny? Jakkolwiek absurdalnie by to nie brzmiało – okazuje się, że tak. I podczas, gdy rozgarnięci i inteligentni ludzie łapią się za głowę, sekta ta rozwija się w najlepsze.

Według wierzeń Scjentologów każdy człowiek jest nieśmiertelnym bytem duchowym, który zapomniał o swej prawdziwej naturze. Pozyskiwanie nowych członków polega na podpięciu śmiałków do specjalnej aparatury zwanej E-Metrem (electropsychometr), by ta w mniejszym lub większym stopniu wykazała ich duchowe predyspozycje do uwolnienia się od bytowych ograniczeń oraz doświadczenia na nowo bolesnych i traumatycznych wydarzeń z przeszłości (szczególnie tych „kosmicznych”). Brzmi to skomplikowanie, i tak właśnie powinno być, by prości ludzie nie zadawali niepotrzebnych pytań i nie kwestionowali fundamentów wiary. Według Scjentologów urządzenie to pomaga zaobserwować stan umysłu, według naukowców jest to zwykły przyrząd do pomiaru napięcia elektrostatycznego.

HISTORIA

Scjentologia, bo tak nazywa się ta komiczna organizacja, powstała za sprawką pisarza fantastycznonaukowego L. Rona Hubbarda w 1951 roku i w swojej pierwotnej postaci miała być alternatywą psychologii. Jednakże w opinii ekspertów, szczególnie z dziedziny psychiatrii i innych środowisk lekarskich, jest to nawet mniej niż pseudonauka, a człon „nauka” pada w tym zwrocie jedynie z powodu braku lepszego określenia na ten wytwór fantazji i pisarskich wynaturzeń.

Scjentologia była rozwinięciem wcześniejszego „zbioru pomysłów” Hubbarda dotyczącego samopomocy o naukowo brzmiącej nazwie – Dianetyka. Początkowo miała być zwykłą odmianą psychoterapii, jednak w późniejszym czasie stała się zalążkiem nowej religii. Stało się  tak z bardzo oczywistego powodu – dianetyka nie została zaakceptowana przez żadne szanujące się środowisko naukowe. A że pomysł był ładnie opisany i przygotowany, to szkoda go było zostawić jako kolejne wypociny samozwańczego naukowca. Hubbard zebrał wszystko do kupy dodając trochę swojego talentu literackiego i oto w 1950 roku światło dzienne ujrzała książka Dianetics: The Modern Science of Mental Health, która szybko stała się bestsellerem.

Opisywane techniki psychoterapii można było praktykować bez terapeuty, samemu bądź też na innych osobach, co było jedynym argumentem przemawiającym na korzyść Dianetyki. Autor szybko zyskał sławę i uznanie, po czym założył Dianetic Research Foundation, w której kształcił pierwszych audytorów i doradców. Niedługo później ogromna fala krytyki oraz pozwy za nauczanie medycyny bez uprawnień ostatecznie doprowadziły do bankructwa tej organizacji.

W 1951 roku, pomimo ogromnej klęski Dianetyki, część praktykujących zgłaszała się z doświadczeniami, które w ich mniemaniu były przeżyciami z poprzednich wcieleń i bytów. Hubbard postanowił wziąć sobie te urojenia do serca i na ich podstawie, jakby mu było jeszcze mało obciachu, stworzył pojęcie thetanu – koncepcji podobnej do duszy. Było to chyba najważniejszym czynnikiem przejścia świeckiej Dianetyki w religijną Scjentologię.

Ruch Scjentologiczny przez te wszystkie lata rozwijał się całkiem nieźle, otoczony ogromnymi kontrowersjami i sporami prawnymi ostatecznie w 1993 roku uzyskał status pełnoprawnej religii, co zapewniło bonus w postaci zwolnienia z płacenia jakichkolwiek podatków. W procesie wyciągania swoich macek na inne państwa departament stanu USA oficjalnie skrytykował Niemcy za dyskryminowanie Scjentologów i skrzętnie zapisywał wszelkie skargi odnośnie prześladowań w swoim corocznym raporcie na rzecz praw człowieka. Dzięki podobnym zagrywkom Scjentologia rozgościła się w wielu europejskich państwach m.in. w Szwecji, Hiszpanii, Portugalii, Słowenii, Chorwacji i Węgrzech. Inne kraje takie jak Francja, Grecja, Belgia, Wielka Brytania czy najbardziej atakowane Niemcy odmówiły przyznania przygłupom statusu religii. Nie przeszkodziło to jednak w żadnym stopniu w funkcjonowaniu Scjentologów w tych państwach.

Jak przyznaje kościół scjentologiczny, w 2007 roku w samych tylko Stanach Zjednoczonych liczba członków wynosiła 3,5 miliona, jednakże dane te wydają być się mocno oszukane w porównaniu do innych badań statystycznych. Niezależne źródła szacują, że liczba Amerykanów osób zdeklarowanych jako Scjentolodzy wynosi około 25000 osób. Pozostaje jeszcze pytanie ile się nie przyznało.

WIERZENIA

Tyle szumu i kontrowersji wokół Scjentologii nie miałoby miejsca, gdyby nie ich wierzenia, które dla postronnej osoby wydają się co najmniej zabawne. Historia ludzkości zaczęła się 75 milionów lat temu, gdy to istniała galaktyczna federacja planet, na czele której stał lord Xenu. Zły lord uważał, że jego galaktyka jest przepełniona, więc zebrał ogromną ilość kosmitów z różnych planet i zamroził ich ciała. Wszystkich załadował na galaktyczne krążowniki przypominające samoloty Douglas DC-8 (serio!), tyle że z silnikiem rakietowym i wysłał na naszą planetę. Gdy krążowniki doleciały na miejsce, zrzuciły cały ładunek do wulkanów na Hawajach i dobiły bombami jądrowymi zabijając tym sposobem wszystkich zamrożonych kosmitów. Taki był najprawdopodobniej cel złego lorda Xenu na pozbycie się problemu, jednak dusze kosmitów przeżyły i poleciały ku niebu. Lord nie chciał, by ich dusze wróciły, więc rozmieścił na niebie ogromne łapacze dusz, które zbierały uchwyconą zdobycz do urządzenia czyszczącego pamięć wybudowanego przez Xenu na Ziemi. Tam duszom wpojono fałszywą rzeczywistość, co sprawiło że zapomniały o swoim wcześniejszym życiu i wypuszczone błąkały się po planecie. Gdy pojawili się ludzie, dusze potrafiły znaleźć ciała, do których mogły wniknąć. Właśnie to zespolenie powoduje nasze lęki, problemy i smutki.

Tak w skrócie przedstawia się jeden z wielu absurdalnie niedorzecznych mitów, który wywołuje salwy śmiechu i jest częstym źródłem nabijania się ze Scjentologii. Jedna z lepszych satyr na Scjentologów została przedstawiona w animowanym serialu South Park, w którym m.in. została przedstawiona historia lorda Xenu z dużym dopiskiem na ekranie „Scjentolodzy naprawdę w to wierzą” („This is what Scientologists actually believe”).

Innym ciekawym i wartym wzmianki wierzeniem jest wspomniany wcześniej thetan. Jest to, najkrócej ujmując, zindywidualizowane pojęcie siły życiowej mającej kosmiczne źródło. Wszelkie pseudofilozoficzne wywody towarzyszące temu pojęciu mają na celu udowodnienie reinkarnacji i pozaziemskiej natury człowieka. Całość wydaje się być jednym wielkim bełkotem, który zapożyczył sobie część pomysłów z prawdziwych filozofii, pomieszał je razem i opakował w infantylną oprawę fantastycznonaukową. Dla lepszego zrozumienia, oto definicja thetanu zaczerpnięta z polskiej strony Scjentologicznej: „Thetan – jednostka ludzka jako taka – nie jej ciało czy imię, nie jej świat fizyczny ani umysł, czy coś jeszcze innego; ten który jest świadomy, że jest świadomy; tożsamość która JEST jednostką ludzką”. Jakiekolwiek dalsze komentarze są zbędne.

METODY WERBUNKU

Pod pozorem terapeutyki niczego nieświadomy głupszy człowiek może stać się ofiarą tej jednej z większych i bardziej znanych sekt na świecie. Coraz to kolejne poziomy wtajemniczenia scjentologicznego kosztują fortunę, a z racjonalnego punktu widzenia całość jest jednym wielkim naciągactwem i praniem mózgu naiwniaków. Jednak władz sekty nie zraża kpienie i wyśmiewanie ich wiary i próbują coraz to nowych sposobów na werbowanie nowych członków.

Na początku głównym celem jest wzbudzenie ciekawości. Jedną z bardziej znanych metod jest Oxfordzki Test Osobowości (Oxford Capacity Analysis) rozdawany w lokalach scjentologicznych, a często nawet i na ulicy. Dostępny jest także na stronie internetowej Scjentologów. Z pozoru jest to zwykły, solidnie przygotowany psychotest, który z oczywistych względów po podaniu wyniku odsyła po dalsze szczegóły do organizacji, która z początku przedstawia się jako instytucja doradcza. Jej członkowie z kolei z pewnością zaproszą ofiarę na auditing. Celem auditingu jest lepsze zaznajomienie się z własnymi zdolnościami i ich ulepszenie, oraz usunięcie z umysłu rzeczy, które czynią nieszczęśliwymi lub w jakimś stopniu ograniczają. Brzmi to jak zwykła pogadanka u psychiatry lub psychologa, jednak dodatkowo rzekomo podnosi ona jeden punkt IQ na godzinę. Absurd? Oczywiście. Niestety dla osoby niewykształconej i niezbyt rozgarniętej ta metoda manipulacji psychicznej spisuje się świetnie. Podczas takiego przesłuchania audytor dowiaduje się niemal wszystkiego o swojej ofierze, co może być potem z łatwością użyte do kontroli członków tej organizacji. Może to być też najważniejszym powodem dlaczego podobno tak trudno odejść z kościoła Scjentologicznego (a co dopiero mu się przeciwstawić). Po prostu każdy się boi wyjawienia jego największych sekretów i pragnień, co pozwala trzymać wszystkich na smyczy.

ZABAWNE, ŻAŁOSNE I… STRASZNE

Smaczku również dodają sławne osoby, które należą do grona Scjentologów. Tom Cruise i John Travolta są bożyszczami tysięcy osób na całym świecie, więc któż by się nie pokusił sprawdzenia w jakiej to organizacji udzielają się ich idole. O sektę otarły się również takie gwiazdy jak Katie Holmes, Goldie Hawn, Demi Moore, Jason Lee, Priscilla Presley oraz inne mniej lub bardziej sławne osobistości. I co najważniejsze – wszyscy bez zażenowania mówią publicznie o swoich poglądach, co z pewnością przyczyniło się do zwerbowania wielu nowych członków. W swoich wypowiedziach, jak każdy rasowy Scjentolog, posługują się bogatym słownictwem sprawiającym wrażenie naukowego i są święcie przekonani co do słuszności swoich racji. No i każdy ma się za cudotwórcę czy innego znachora, który prędko pozbawi nas smutków i powie co nam dolega. Jest to na tyle śmieszne, co i niebezpieczne. Niestety mało kto wyłapuje, że to, co mądrze brzmi jest tylko niewiele znaczącym bełkotem opakowanym w ładne i mądre słowa. Ogromne szare masy ludzkie dają się nabrać na te proste chwyty i pod otoczką psychologii czy pedagogiki zbłądzeni mogą sobie jeszcze bardziej zaszkodzić. Najbardziej narażone są szczególnie dzieci. Młode, naiwne i połykają wszystko co się im powie. Nie bez powodu Scjentolodzy nie mają medycznych uprawnień. Wszak człowiek, który nie ma w danym temacie żadnej wiedzy (a dodatkowo wydaje mu się, że ma) i posiada zaufanie ludzi może wywołać sporo złego. Tym bardziej, jeśli cała organizacja jest nastawiona przeciwko tej „naukowej” nauce – psychiatrii i psychologii.