Łukasz Rejewicz w końcu opowiedział o wszystkim psychiatrze. Nie szczędził szczegółów, wyrzucał z siebie zdania jak z karabinu. Przez kilkanaście minut mówił o wszystkich swoich przeżyciach, powtarzając wszystko to, co wpadło również do uszu doktora Wilnera.

– Cieszę się, że w końcu się otworzyłeś. Czekaliśmy… czekałem na to – poprawił się lekarz psychiatra. – Jednak muszę ci powiedzieć, że Janusz jest osobą z bardzo… – urwał poszukując dobrego określenia. – Osobą z bardzo rozwiniętą, tudzież bujną, wyobraźnią. Powinieneś brać to co mówi z przymrużeniem oka. Nie jest niebezpieczny, ale ma swój świat.

– Jak większość osób tutaj – odparł gorzko Łukasz.

– A wracając do tematu. Kulka, którą posiadasz, czy jak to nazywacie, szklane oko. – Poprawił rękawy i wbił wzrok w swój psychiatryczny arkusz. Po chwili znów patrzył na Łukasza. – To tylko pewien rodzaj… Posłuchaj, powiem ci prościej. Zażyłeś psychodelik, poszedłeś na plac, znalazłeś „szklane oko” i twój umysł pod wpływem narkotyku wytworzył całą pokręconą historię tego „oka” podrzucając ci wizję dziewczynki. Rozumiesz? Tak jak czytając książkę widzisz oczami wyobraźni historię w niej zawartą, tak samo mając jakiś przedmiot, sam sobie nieświadomie opowiedziałeś jego historię. Poniekąd tak działał ten narkotyk. Pierwsze luźne skojarzenie z danym przedmiotem włączyło ci realistyczny film. Nie tłumacz sobie tego w jakiś paranormalny i pokrętny sposób. Wiem, że jesteś racjonalnie myślącym człowiekiem.

– Przecież nie powiedziałem w jaki sposób sobie to tłumaczę – odezwał się w końcu Łukasz.

– Wiem, mówię to tak tylko na wszelki wypadek. Na pewno masz mętlik w głowie i chcę cię nakierować na dobrą drogę.

Łukasz zacisnął wargi w skupieniu i rozważał logiczne wyjaśnienie, które w jego głowie kłębiło się już wcześniej. Teraz jednak ktoś je opisał i wypowiedział, niejako zmaterializował. Dzięki temu przemyślał je drugi raz. Wnioski nie były łatwe do wyciągnięcia, ponieważ teoria psychiatry w żaden sposób nie tłumaczyła starej kobiety na przystanku. Nie tłumaczyła także zatrzymującego się zegarka na jednej godzinie, ani ogłoszenia, ani tego, że podczas wszystkich psychodelicznych przygód nie był pod wpływem żadnego narkotyku. Logika Rejewicza rozbiła się na dwoje, niczym jakiś schizofreniczny twór. Wierzył i nie wierzył jednocześnie.

– Czy uważasz się za wyjątkowego?

– Słucham? – odparł zagubiony. Pytanie wyrwało go z myślotoku.

– Czy myślisz, że jesteś wyjątkowy – powiedział psychiatra bez żadnej pytającej intonacji. Łukaszowi przywiodło to na myśl postawienie kropki na końcu zdania, które uleciało z ust.

– Pod jakim względem? Życiowym, czy może mojej przypadłości?

– Oprócz niej.

– Nie. Czuję się szary i najgorsze co mogę wyjątkowego posiadać to zdolność do zauważania swojej szarości.

– Rozumiem.

– Może porozmawiamy teraz o twojej…

Kropka, która wypadła z ust psychiatry razem ze zdaniem unosiła się niewiele nad jego jajowatą, ale sytą głową. Poczerniała i powiększyła się do rozmiarów piłki tenisowej. Łukasz nie potrafił określić, czy jest dwuwymiarowa czy trójwymiarowa. Widział jak kropka poruszając się w lewo zmiata wyplute zdanie, a to rozpada się na miliony drobnych cząstek i rozmywa się w powietrzu jak magiczny pył. Całe otoczenie wyciszyło się całkowicie i gadająca do niego głowa zeszła na całkowicie drugi plan. Kropka zmieniała swój rozmiar oraz czerniała i szarzała na zmianę. Gdy rosła miał wrażenie, że się po prostu przybliża, jednak nie potrafił ocenić odległości w jakiej się znajdowała. Nie istniała w rzeczywistości, więc Łukasz nie miał żadnego punktu odniesienia. Po chwili urosła do ogromnych rozmiarów tak, że zasłoniła mu całe pole widzenia. Odczuł to tak, jakby wleciała mu do oka.

Wzdrygnął się lekko i stopniowo odzyskiwał wzrok. Wydawało mu się, że trwa to wieki, chociaż rozum, znajdujący się w ogólnie przyjętej ludzkiej rzeczywistości, podpowiadał mu, że minęło tylko kilkanaście sekund. Czerń sprzed jego oczu rozpływała się jak w kalejdoskopie. Kształty czerni tworzyły piękne fraktale, które stopniowo bledły i rozpływały się w innym świecie. Spojrzenie Łukasza, które było skupione na czerni w rzeczywistości patrzyło w nieokreśloną dal.

Siedział jak małe zagapione dziecko.

Psychiatra zatrzeszczał swoim fotelem, tak jakby chciał wstać, i Łukasz powrócił do świata, w którym żyło jego ciało.

– Już myślałem, że będę musiał ci pomóc? – uśmiechnął się półgębkiem świrolog.

– Aha – odpowiedział jeszcze mało rozumnie, ale zauważył zarazem, że jego procesy myślowe ruszyły z powrotem. Tak jakby jego własny głos przywołał go do porządku. – Prze-przepraszam. Zamyśliłem się.

– Doprawdy?

Łukasz poczuł lekkie zdziwienie. Pierwszym powodem tego zdziwienia było słowo „doprawdy” będące dla niego jakimś dziwnym archaizmem, którego nikt nie używa. Nie zdawał sobie sprawy z tej własnej opinii, więc przywołana lekko go zaskoczyła. Drugim powodem zdziwienia był fakt, że zaczyna powoli wszystko rozumieć. A raczej odczuł, że wszystko zrozumie w swoim czasie. Gdy nadejdzie odpowiednia chwila, którą nie on wyznaczy. Istnienie podmiotu wyznaczającego ową chwilę zaskoczył go jeszcze bardziej, bowiem nie przypuszczał, że to będzie niezależne od niego. Ucieszył się jednak, ponieważ z barków spadła mu odpowiedzialność za staranie się, by zrozumieć to wszystko. Poczuł się lżej i zaufał tej myśli, mimo że była wielce abstrakcyjna.

– Łukasz, jesteś, czy cię nie ma? – powiedział psychiatra.

Rejewicz kilka razy mocno zamrugał.

– Tak, jestem, jestem – powiedział szybko i poprawił się na krześle. Wyglądał jak tuż po wybudzeniu ze snu i pozorującego kontakt z rzeczywistością, mimo że całkowicie się nie obudził. Miał tak codziennie rano, więc poznał to uczucie.

– Chyba jednak się nie zamyśliłeś, tyko miałeś swoje zamroczenie. O czym myślałeś na chwilę przed nim?

– Nie pamiętam dokładnie, jakieś losowe myśli to były.

– Postaraj się skupić. Chciałbym, żebyś sobie przypomniał – zachęcił psychiatra. Nader przyjaźnie jak na człowieka, którego pewnie nie obchodził los pacjentów. Było w tym wiele aktorstwa, które miało pomóc w interakcji z Rejewiczem. I nakłonić go do wykonywania poleceń.

– Postaram się. – zacisnął wargi i pobłądził wzrokiem po pomieszczeniu. Głupio mu było powiedzieć o wyplutym zdaniu i kropce, lecz zaryzykował.

– Skojarzyłem sobie zadane przez pana pytanie ze zwykłym zdaniem. Tak jakby pan nie pytał, tylko postawił kropkę.

– Niech zgadnę. To zdanie się zmaterializowało w jakiejś postaci razem z kropką – powiedział psychiatra zadowolony ze swojej przenikliwości.

– Tak, dokładnie.

– Widzisz analogię?

Widział. Świrolog jednak nie pozwolił mu na potwierdzenie i od razu rozpoczął wyjaśnienia:

– Kropka się zmaterializowała, bo o niej pomyślałeś. Skojarzenie, takie samo jak szklane oko, która stworzyła ci niewidomą dziewczynkę. Po prostu jakaś twoja myśl od czasu do czasu odpływa i szaleje po swojemu. Albo odczucie, z którego nie zdajesz sobie sprawy. Rozumiesz?

– Rozumiem – odpowiedział, mimo że wiele pytań wciąż kłębiło się w jego głowie. Do poprzednich pytań doszły te nowe, związane z wyjaśnieniem. Przyjął je jednak ze względu na logiczność. Wciąż jednak wierzył i nie wierzył jednocześnie. To było odczucie, na które nie mógł nic zaradzić. Ani stłumić, ani wzmocnić. Po prostu w nim siedziało, tak jakby było całkowicie pozbawione kontaktu z rzeczywistością i nie podlegało żadnym tutejszym prawom.

– Niestety tracisz też świadomość i twoje zamroczenia wydają się być całkowicie losowe. – przerwał i potarł filozoficznie brodę. – Nie mam pojęcia jak nazwać twoją chorobę, ani jak ją leczyć.