Gdy postawił obie stopy za drzwiami szpitala, odetchnął z ulgą. Zaciągnął się wolnością i długo trzymał w płucach. Myślał o dobrych chwilach spędzonych ze swoją „paczką”, która w rzeczywistym świecie nie miałaby prawa istnieć.

Kiedy już dotoczył się autobusem na stare śmieci, słońce brnęło ku zachodowi rzucając purpurową poświatę na blokowiska, dając całkiem udane złudzenie barwności i pozytywności miejsca, które zazwyczaj jest ponure i przygnębiające. Drzwi zasunęły się za nim z zalotnym syknięciem i Łukasz spacerowym krokiem ruszył znajomą, lecz nieco odmienioną, trasą do miejsca, które mógł nazwać domem. Przez chwilę miał wrażenie, że wraz z wyleczeniem się z omamów, wyleczyła się również reszta świata ze zła i nienawiści. To uczucie było jednym z piękniejszych emocji jakie doznał w ostatnim czasie. Czuł się cholernym optymistą. Słyszał zasrane śpiewanie ptaków i mijał pierdolone uśmiechnięte mordy ludzi, które wywoływały u niego uśmiech zwrotny. W głowie krążył mu ogrom planów na przyszłość, pomysłów na siebie i na doczesne życie. Wszystko, co do tej pory było kulą u nogi, wydawało się być błahe i nieistotne. Każdy problem dało się obejść lub rozwiązać. Każda chwila jego jutrzejszego życia aż niecierpliwie czekała na przeżycie.

Przystanął i tkwił tak w miejscu, oraz napawał się tym mgnieniem, aż słońce całkowicie zaszło. Sztuczne światło lamp ulicznych dumnie zastąpiło wymęczone ciało niebieskie i wręcz pragnęło dumnie służyć przez resztę wieczoru. Granatowe niebo spowiła czerń, a siwe nieotynkowane bloki wtopiły się w czarnobiałość nocy, wydając się być jej integralną częścią. Zamysłem artystycznym siły wyższej, która teraz obserwowała go wszechwidzącym okiem ze szczerym uśmiechem podziwu i zrozumienia. Łukasz otoczony aurą radości chwycił torbę podróżną rzuconą na ziemię, włożył rękę do kieszeni, ścisnął szklaną kulkę, a następnie ruszył majestatycznie pewnym krokiem do nowiutkiego domu. Wybrał okrężną drogę, by móc nacieszyć się stanem szczęśliwości. Podświadomie przeczuwał, że powrót do mieszkania zaciągnie go z powrotem do szamba. Odrzucił jednak prędko tę myśl i udał się w miejsce, w którym dawny schorowany Łukasz widział przystanek. Mimo że czuł podniecenie i zżerała go ciekawość, to jednak nie przyśpieszał kroku. Napawał się otoczeniem i światem. Przypominając sobie swoje negatywne stany, parsknął z zażenowaniem i uśmiechnął się szeroko.

Jakaś jego część pragnęła ujrzeć pusty urywek rzeczywistości porośnięty nieśmiało trawą, lecz był gotowy ponownie zobaczyć przystanek.

Na miejscu westchnął. Wpół z przerażenia, w pół z zawiedzenia. W jednej chwili wszystkie płyny w jego ciele chciały się wydostać w postaci zimnego potu. Rejewicz bezwiednie opuścił torbę i przykucnął. To, co odbierał jego zmysł wzroku było jedynie potwierdzeniem. Potwierdzeniem tego, że od samego początku miał rację i wszystko, co widzi jest prawdą.

– A jednak – mruknął sam do siebie.

A przystanek stał sobie w najlepsze i zdawał sobie drwić z jego perypetii umysłowych. Zdawała się także tak robić stara kobiecina, która siedziała w niezmiennej pozycji. Po prostu siedziała. Z cierpliwością i zaangażowaniem godnym najznakomitszej rzeźby. I chociaż jej twarz skrywał cień, to Łukasz czuł na własnej skórze jej wzrok oraz to jak go nim przywołuje do siebie. Bez żadnych gestów i słów wiedział, że kobieta chce by tam usiadł. Nawet nie musiał sprawdzać, która jest godzina, bo wiedział, że ujrzałby 22.22.

Starając się nie wyzbywać dobrego samopoczucia usiadł, jak najpewniej mógł, na swoim miejscu. Podświadomie wiedział, że jest przeznaczone specjalnie dla niego. Przez chwilę siedzieli w milczeniu i bezruchu. Łukasz chłonął wszystkimi zmysłami obecność przystanku i starej kobiety w nadziei, że któryś z pięciu nakryje urojenie i wszystko legnie w gruzach. Przystanek jednak wydawał się być jedynym materialnie istniejącym w tej chwili elementem rzeczywistości. Cała reszta była odległym wspomnieniem, które nie różni się od wczorajszego snu. Tak jak przypuszczał.

– Nie rozumiem – odezwał się pierwszy.

– Jesteś negatywnie nastawiony – pouczający ton głosu był nieprzyjemnie kojący. – Ale nie martw się, wszystko jest w większym porządku niż sobie jesteś w stanie wyobrazić. – Nastała u ciebie chwila zwątpienia. A było już lepiej.

– Czy to tak zawsze już będzie trwać?

– Pięknie. Inteligencję człowieka można poznać po zadawanych przez niego pytaniach. Tak. Zawsze. Zawsze trwało i zawsze będzie trwać.

– Czy to tak zawsze się kończy?

– U każdego inaczej, mój drogi.

– Nie możesz mi wytłumaczyć tego tak, bym rozumiał?

– Ale przecież rozumiesz, Łukaszu. Odblokuj podświadomość. Pierwsza myśl, pierwsza sugestia, którą ci ona podrzuca jest trafna. To centrum sterowania twojego umysłu, nie możesz jej mocy lekceważyć. Jest czymś oddzielnym, niezależnym. Stworzonym byś mógł funkcjonować jako byt. Tam jest wszystko, tylko że każdy człowiek wyciąga z tego inną część.

– Podświadomość kreuje rzeczywistość?

– Oczywiście, że tak.

– Możesz mi powiedzieć, gdzie my jesteśmy?

– Na przystanku, tak jak widzisz. Czytaj między wierszami. To nie jest zwykły przystanek.

– Czyli to tylko symbolika?

– Tak. Dobrze o tym wiesz. Ale najwidoczniej chcesz dodatkowo sam siebie upewnić.

– W którym momencie się to wszystko zaczęło? – Łukasz westchnął z zakłopotania i wbił wzrok w chodnik aby zebrać myśli. – Kiedy zatarła się rzeczywistość, a zaczęło pojawiać się to… – wykonał nieokreślony ruch rękami.

– Co rozumiesz poprzez rzeczywistość? Wszystko, co do tej pory przeżyłeś było rzeczywistością. Każdy ma swoją, rzadko kiedy rzeczywistości dwóch osób się nakładają. Mogą spotkać się ciała, interesy, pragnienia… ale nie rzeczywistości. To coś odrębnego dla każdego człowieka.

– Ciężko to wszystko zrozumieć.

Łukasz Rejewicz spojrzał w lewo na mieniące się ogłoszenie, które poprzednim razem miało wszystkie numery oderwane. Jednak tym razem pozostał jeden skrawek papieru, trzymający się na resztkach celulozy, i powiewał delikatnie niemal prosząc o zerwanie. Na karteczce było napisane:

„MIEJSCE W SNACH DO WYNAJĘCIA. Łukasz Rejewicz. Ulica Senna 4/16. Nr telefonu: 555163106.”

– Co to ma znaczyć? Ja tego nie napisałem, ani nie przyklejałem – powiedział lekko oburzony.

– Przed chwilą ci tłumaczyłam. A raczej sam sobie tłumaczyłeś z moją pomocą – wydawało mu się, że lekko westchnęła.

– Ale to nie ma żadnego sensu.

– A czy każdy sen ma sens? Czy sny kiedykolwiek mają jakiś sens?

– Podobno czasami mają…

– Snom nadaje się sens dopiero po przebudzeniu.

– W takim razie chcesz mi zasugerować, że to wszystko jest snem? O to chodzi? – uniósł głos. Miał dość enigmatyczności i zagadek.

– Nic takiego nie powiedziałam. O wszystkim przekonasz się sam. Żadne tłumaczenie tu nie pomoże.

Łukasz przez chwilę układał swoje myśli.

„Jeżeli to nie ty rozdajesz karty, upewnij się chociaż, że przeciwnik nie oszukuje.”

Wyciągnął z kieszeni telefon komórkowy. Przetarł drżącą dłonią pęknięty wyświetlacz i powoli wpisał wybrany numer, kilkakrotnie sprawdzając przy każdej cyferce, czy aby na pewno się nie pomylił. Praktycznie nigdy nikt do niego nie dzwonił, on do nikogo także. Wydawało mu się, że jego komórka została wyprodukowana tylko i wyłącznie na potrzeby tej chwili. Zupełnie jak gaśnica, która stoi niezauważana przez lata, aby ostatecznie mogła spełnić swoje przeznaczenie w trakcie pożaru.

Usłyszał sygnał połączenia w słuchawce. Był pewien, że cokolwiek się stanie, ktokolwiek odbierze, to i tak się wystraszy. Panicznie. Sam strach przed strachem podrzucił mu serce pod gardło.

Buuuut… buuuuut…

Sygnał zanikł. Połączenie zostało odebrane.

– Halo? Halo! – Łukasz krzyknął nie słysząc, by ktokolwiek po drugiej stronie się odzywał.

– Wstawaj. Pora jechać – usłyszał, nie w słuchawce, lecz we własnej głowie.

Telefon wypadł mu z drżącej ręki. Wytrzeszczył oczy ze strachu i zdezorientowany spojrzał na nieruchomą kobietę.

– Czyli jednak jesteś bogiem.

Odniósł wrażenie, że stara kobieta się uśmiecha.