Myśli krążące po głowach innych szukając oparcia, domagają się chociażby podstawowych odruchów ludzkich, które niestety są powoli i konsekwentnie wypierane przez ignorancję, zacofanie i głupotę. Większość z tych pustych twarzy bardziej wpasowuje się w rozszerzoną definicję zwierzęcia, niż człowieka. W dzisiejszym świecie bezkresnych, niewytłumaczalnych i nieuzasadnionych nienawiści gatunek ludzki podzielił się na małpy i świnie. Ten kolejny krok ewolucji uruchomił automatyczny mechanizm spychania na margines jednostek, których umysł pochłania więcej energii aniżeli mięśnie. I ci, chociaż częstokroć plenią anonimowo dzisiejszych odpowiedników neandertalczyka, to nie są w stanie na większą skalę zrobić nic, oprócz narzekania i wyklinania pod nosem, które chociaż na chwilę wywołuje złudzenie wyższości. Tej samej wyższości, która wynika tylko i wyłącznie z unikania i nie wchodzenia w drogę. Wyższości, która należy się odgórnie ze względu na włożony wysiłek w rozwój i brnięcie trudniejszą drogą do celu.

A cel wyznaczony uparcie przez każdą z gałęzi ewolucji posiada te same współrzędne określane stopniowo przez wieki, które ukształtowały i wyrównały socjalnie każde społeczeństwo. W formie papierowej i monetarnej, bez względu na jakiekolwiek skrupuły. Również drogi do celu, przecinające się w wielu punktach, niechcący powodują starcia dwóch nierozumiejących się stron konfliktu. Najczęściej za pośrednictwem agresji i zawiści, ci zezwierzęceni odbierają wszelką przynależność prawowitym, bardziej rozgarniętym właścicielom, a gdy jest to niemożliwe, utrudniają jakiekolwiek działania sprzyjające normalnym życiu.

Jedynym rozwiązaniem jest niestety zasada całkowitej eliminacji, bardzo dobrze znana wszystkim znienawidzonym tyranom. Jakakolwiek resocjalizacja spaczonej jednostki sprawdza się tylko w niewielkim ułamku całości zdegenerowanych mentalnie i podjudzonych fizycznie.

Gdy odzyskał przytomność ujrzał siebie leżącego na chodniku w pozycji samobójcy, który skacząc z najwyższego piętra roztrzaskał się o chodnik. Zamrugał teatralnie, by odzyskać z powrotem panowanie nad ciałem i powrócić jak najszybciej do rzeczywistości. Spostrzegł, że lewe oko widzi niewiele więcej niż Eskimos w ostrym słońcu. Po chwili wystawił sobie szybką diagnozę, że nie jest połamany i doczłapał się kuśtykając zgięty w pół do najbliższej ławki, by zacząć obdukcję. Był to jego pierwszy solidny wpierdol od czasów podstawówki, gdy to bił się po szkole z największym łobuzem w klasie. Ironii dodawał fakt, że tłukli się o dziewczynę, która i tak obu z nich miała w dupie.

Oprócz spuchniętego oka, obitych piszczeli i cholernie bolących żeber nie zauważył, a raczej nie wyczuł większych obrażeń. Nawet głowa go nie bolała, więc chyba sobie ją oszczędzili po pierwszym nokautującym ciosie.

– Dzięki chłopaki – wymamrotał do siebie z lekkim grymasem uśmiechu, który wywołało poczucie, że mogłoby być gorzej.

Nawet go nie okradli, choć i tak nie było z czego. Oprócz niewiele wartego zegarka i portfela, który zawierał jedynie dokumenty i trochę drobnych nie miał nic, co mogłoby mieć jakąkolwiek wartość.

„Najwartościowsze rzeczy mam w głowie.”

To szybkie podbicie się na duchu pozwoliło mu nawet bezboleśnie wstać. Fakt, że nikt do niego nie podszedł, gdy leżał, było nad wyraz oczywiste. Jeżeli ktokolwiek przechodził koło jego obitej mordy to wziął go za kolejnego nawalonego w trupa lub ćpuna, których tu sporo z racji pobliskiej dyskoteki. Na tę myśl momentalnie poczuł ogromną tęsknotę za Can-D, którą równie zręcznie ugasił, gdy dotarło do niego, że to ten narkotyk jest pośrednią przyczyną dzisiejszego stanu rzeczy.

„Nawet chemikom nie można ufać, do cholery.”

Uradowany kolejną własną błyskotliwą myślą, która wprawiła go w nieprzyzwoicie miły nastrój, wyprostował się i napiął wszystkie mięśnie na wzór przeciągania się po długim śnie. Czuł się niesamowicie bezpiecznie, zupełnie jakby siedział w podziemnym bunkrze z zapasem żarcia i picia na najbliższe dwadzieścia lat oraz nieograniczonym dostępem do Internetu z telewizją satelitarną i konsolą do gier. No, i jeszcze jakąś piękną długonogą blond modelką, która przypadkiem wylądowała w tym samym schronie co on.

Jednak jego chory humor nieco ostudziła myśl, że podobnie czuł się gdy odpowiadał tamtemu gówniarzowi, który powalił go na ziemię. Oraz porównywalnie, gdy wczoraj siedział koło starszej kobiety na przystanku, który po przekroczeniu jakby magicznej bariery stawał się najzwyczajniejszym w świecie azylem, gdzie największe zło tego świata nie było w stanie go dosięgnąć. Łukasz od razu zrodził pytanie, czy to uczucie ma coś wspólnego z tym miejscem, jednak szybko je zagłuszył uznając siebie za świrusa, a pytanie za niedorzeczne.

Gdy był jeszcze nastolatkiem, dotarło do niego, że nie warto okazywać swojego złego samopoczucia, bo odstrasza to ludzi. Nikomu się nie chce bawić w pocieszanie. Humorki zachowywał dla siebie, zamiast marudzić na lewo i prawo jak mu źle, lub odnosić się inaczej z tego względu. Ludzie nie lubią wahań nastrojów i po pewnym czasie nie wiedzą jak do takiego człowieka podejść. W końcu problemy innych ludzi są, dla niewtajemniczonych, żałosne.

A może to po prostu wynikało z tego, że jest facetem?

Stał tak gapiąc się przed siebie i myśląc o pierdołach. Próbował zebrać siły, by ruszyć w którąkolwiek stronę i odruchowo rzucił okiem na zegarek, a potem kątem oka dostrzegł przystanek, który zdawał się dopiero teraz wyłonić z nicości. Pojawił się akurat milisekundę wcześniej, niż myśl Łukasza, która miała zamiar go szukać.

Godzina 22.22.

Popsuł się?

To było jedyne, co mogło mu w tej chwili przyjść do głowy, jednak w duchu zdawał sobie sprawę, że odpowiedź może wcale nie być taka prozaiczna. Początkowo zaspokoił nadchodzący strach uzasadnieniem, że lanie które dostał przyczyniło się do zatrzymania zegarka. Szybko poukładał myśli i wspomnienia, które jednak ostatecznie nijak miały się do próby uzasadnienia popsuciem.

Prawdziwego wytłumaczenia nie było, wiedział natomiast jedynie tyle, że zaatakowany został parę minut po ostatnim spojrzeniu na zegarek.

„Niemiły zbieg okoliczności, to tyle. Zegarek padł, wymienić baterię trzeba, i chuj.”

Pomimo braku działającego zegarka z każdą kolejną sekundą wybijaną przez rytm serca czuł jak dobry humor jest zastępowany przez niepokój. Po chwili uderzenia wskazywały każdą połowę sekundy, a on zaczynał coraz bardziej panicznie zastygać w miejscu.

„Czy tak zaczyna się schizofrenia?”

„Mnie nie pytaj.”

Ratował się ostatkami cynizmu, jednak nie zdołał ugasić psychozy, która rosła w jego umyśle niczym balon powoli nabierający rozmiarów sterowca. Dookoła znów żadnej żywej duszy, pomimo że o tej porze, jeżeli faktycznie była wciąż ta pora, powinno kręcić się sporo osób. Szczególnie z racji tego, że oprócz dyskoteki znajdował się tu również jedyny sklep monopolowy czynny całą dobę. Wystarczyłoby iść do końca bloku nr 25 i skręcić w lewo, za słupem ogłoszeniowym…

To byłoby właśnie najlepsze rozwiązanie. Po prostu pójść w tamtą stronę. Dać dyla. Zawinąć się. Jednak przystanek wciąż tajemniczo przyciągał myśli Łukasza. Pomimo strachu nadal czuł niewyjaśnione poczucie bezpieczeństwa, które zwiększało się z każdym wykonywanym krokiem, w tej chwili półświadomie, w kierunku wczorajszego siedziska. Rejewicz skojarzył to beznamiętnie z podążaniem za światełkiem w tunelu w momencie śmierci. Wzdrygnął się natychmiast uświadamiając sobie, że te dwie sytuacje muszą mieć faktycznie ze sobą wiele wspólnego.

Gdy już dotarł, usiadł na „swoim” miejscu najbardziej bezinteresownie jak tylko mógł i po prostu czekał. Kobiecina nawet nie drgnęła i gdyby był jeszcze bardziej świrnięty, byłby w stanie uznać, że nie żyje. Koncept ten jednak wydał mu się zbyt absurdalny, nawet zważając na już nierealną sytuację w której się znajdował. Uśmiechnął się sam do siebie.

– Nic mi nie jest i dobrze o tym wiesz – powiedziała swoim spokojnym starszym głosem babuni. – Chyba się nie dogadałeś z tamtymi chłopakami, co?

– Bardzo przepraszam, ale znajduję się w tak niewyjaśnionej sytuacji, że nie potrafię w tej chwili zrozumieć… – Łukasz wciągnął głęboko i teatralnie powietrze. – Po prostu chciałbym wiedzieć kim pani jest, skąd się wziął ten przystanek i co się ze mną działo wczoraj po naszej rozmowie i co, do cholery, jest ze mną nie tak, bo czuję że świruję z każdą chwilą. I do tego przyczyniają się właśnie takie sytuacje jak ta. – Poczuł, że ręce mu się trzęsą, jednak nie z nerwów, bo czuł się niesłychanie spokojny. Zupełnie jak gdyby strach nie miał dostępu do psychiki i musiał się nacieszyć ciałem, które być może instynktownie się bało. Dłonie drżały, a nogi niespokojnie wystukiwały rytm.

– Naprawdę chcesz wszystko wiedzieć? Ludzie, którzy wszystko wiedzą nie mają po co żyć. Ciekawość jest jednym z głównych powodów dla których ten świat jeszcze istnieje. Rutyna wszystko zabija.

– Co chce pani przez to powiedzieć?

– Dowiesz się w swoim czasie, jeżeli oczywiście będziesz chciał. A raczej doświadczysz. Wiedza niepodparta doświadczeniem jest całkowicie bezużyteczna.

– Dobrze, może zaczniemy od początku? Chciałbym się dowiedzieć od pani parę rzeczy, żebym nie musiał wymyślać własnych chorych interpretacji, które tylko mnie pogrążą.

– To może najpierw powiesz mi dlaczego tamci cię zaatakowali?

– Można powiedzieć, że sam się prosiłem. Poczułem się nad wyraz pewny siebie, co jest samo w sobie okazją do świętowania… po prostu głupia sytuacja i tyle.

– Dlaczego przyjmujesz winę na siebie, skoro to oni byli problemem, a nie ty? – Przerwała na chwilę, a Łukasz był niemal pewien, że zrobiła to po to, by pogrzebać w jego głowie.

– Myślę, że pokazałem im się ze złej strony.

– Bardzo bystra odpowiedź. Faktycznie, jesteś tym, za kogo mają cię inni ludzie. Ale przykro mi, ponieważ możesz być w głębi duszy najsympatyczniejszym i najinteligentniejszym człowiekiem na ziemi, jednak nikogo to nie obchodzi. Uwierz mi. Człowiek jest istotą społeczną, więc sam sobie osobowości nie wytworzy, a że wewnątrz zupełnie inaczej się zachowujesz, to już nie ich sprawa. Nikomu się nie chce dociekać, czy taki wredny osioł nie jest przypadkiem tak naprawdę uczuciowym i czułym romantykiem. Po prostu się idzie dalej. Jeśli spodziewasz się, że ktoś odkryje twoje prawdziwe ego, drogą przypadku lub miłości, to grubo się mylisz. Za dużo filmów, mój drogi. Ta osobowość, którą przybierasz wśród innych ludzi jest tą prawdziwą, a nie odwrotnie. Prawo większości. Jeśli uważasz, że to nieprawda – jesteś egoistą.

– No tak, ale…

– Więc przestań układać setki możliwości rozwiązań wydarzeń, analizować każdy krok i interpretować na go tysiące sposobów. Weź się do roboty. Samo się nie zrobi. Skoro twoja prywatna osobowość jest taka piękna i idealna, to po co ją trzymać dla siebie? Pokaż siebie z tej właściwej dla ciebie strony, zamiast ukrywać się w nieskończoność.

– Dziękuję za radę, ale dobrze o tym wiem – odparł po chwilowej analizie. Zdał sobie sprawę, że to samo, o tej samej wartości informacyjnej, tylko w skondensowanej formie, przeszło mu przez głowę w momencie wypowiedzenia felernej riposty po której padł na ziemię. Tyle, że to trwało ułamek sekundy.

– Wiesz, ale nic z tym nie robisz. To jest właśnie wiedza niepodparta doświadczeniem. Wiesz, ale nigdy nie próbowałeś. Wiesz, ale ktoś to musiał w ładne zdania poukładać i ci to przekazać, żeby ostatecznie do ciebie dotarło. Ale to był tylko przykład. Jedna składowa z milionów innych, które będą kształtować twoje poglądy i opinie.

Łukasz wahał się przez chwilę, jednak w końcu wydusił z siebie bardzo obraźliwe, lecz mogące wiele wyjaśnić: – Czym jesteś?

– Gdybym powiedziała, że tobą, to byś uwierzył?

– Jeżeli mogłabyś… mogłaby mi pani to udowodnić w jakikolwiek zrozumiały dla mnie sposób, bez zagadek, bez wyciągania mi słów z języka…

– A gdybym ci powiedziała, że to tylko sen?

– Przecież przed chwilą byłem… jestem w realnym świecie. Byłem w bibliotece, spotkałem kolegów, później dostałem po gębie… – urwał, zastanawiając się po co się tłumaczy, skoro stara kobieta i tak pewnie wszystko wie. – Nie przypominam sobie, żebym kładł się spać.

– A myślisz, że inteligentny schizofrenik, chcąc oddzielić jawę od snu, nie robi takich analiz i nie tłumaczy sobie tak jak ty? I co mu to daje, skoro logika podpowiada jedno, a to co widzi i przeżywa mówi drugie?

– Świruje wtedy jeszcze bardziej.

– Dokładnie.

– Chcesz powiedzieć, że to wszystko to po prostu… – urwał i poszukując zagubionej myśli rozejrzał się na boki. Tuż obok niego wciąż wisiała kartka z ogłoszeniem…