Otworzył oczy i zobaczył własny sufit, na którym malowała się delikatna smuga porannego słońca, wpadająca przez połowicznie zasłoniętą żaluzję. Usiadł natychmiast i zaczął walić pięścią w pościel.

– Kurwa, kurwa, kurwa! – wrzasnął, po czym zakrył twarz dłońmi. – To nie… to nie może tak być.

Ubrał się najszybciej jak mógł i już miał wparować przez drzwi do przedpokoju w poszukiwaniu matki, gdy zauważył ją stojącą tuż za nimi. Z oczami pełnymi strachu.

– Łukaszku… coś się stało? Czemu krzyczałeś? – urwała na chwilę mierząc go przerażonym, przeszklonym od łez wzrokiem. – Załatwiłam wszystkie formalności związane z pogrzebem, nawet nie było cię wczoraj żeby mi w tym pomóc…

Nie pozwolił jej dokończyć i chwycił ją obiema rękami za ramiona jak dziecko, któremu trzeba wytłumaczyć bardzo ważną rzecz.

– Mamo. Skup się. O której wczoraj wróciłem? Mówiłem coś? Spałaś wtedy?

– Byłam zobaczyć ciało, spisali moje zeznania, twoje pewnie też będą potrzebowali, chcą rozważyć wszystkie możliwości… sekcja nic szczególnego nie wykazała, i…

Miał ochotę wybuchnąć i czuł, że może to przypadkiem niechcący zrobić. Słuchał jałowego wyliczania, w którym jedyny przekaz emocjonalny znajdował się w cichutkim głosiku matki. Zawsze zdawała się mówić jakby zbierało jej się na płacz. Łukasz wziął głęboki oddech i spojrzał jej w oczy, co robił bardzo rzadko. Był niemal w stanie zauważyć dzielącą ich barierę, granicę między dwoma całkowicie różnymi światami w których oboje żyją, a jedynym łączących ich elementem było wyłącznie to samo mieszkanie i nieco genów. Pech chciał, że Łukasz potrafił to zauważyć.

– Dobra, dobra – przerwał jej wywody, które jak to bywało z jej wywodami, nakładały na niego jeszcze więcej problemów. – Wszystko załatwimy, zrobimy, pójdziemy, kupimy. Mamo, o której wczoraj wróciłem?

– Nie wiem, spałam już. Przecież jak wychodziłeś to ja już się kładłam.

– Słyszałaś jak wchodzę?

– Nie. Czemu o to pytasz?

– Przecież prawie zawsze słyszysz jak wchodzę, słyszysz nawet muchę w drugim pokoju. I teraz nagle mnie nie słyszałaś?

– Nie, Łukaszku. Co się stało? Czemu o to pytasz? Znowu coś brałeś? Dziwnie się zachowujesz. Dziś masz następną wizytę u doktora, nie zapomnij.

Zaczęła się kolejna wyliczanka podparta słynnymi matczynymi pytaniami. Powoli tracił nerwy. Nic nie rozumiał, nic mu nie pomagało w tym żeby zrozumiał. A z każdą próbą zrozumienia, nie rozumiał coraz więcej.

„Czemu, kurwa, mi się wszystko teraz nagle przytrafia?”

– Nieważne. – Nie chciało mu się nawet wymyślać kłamstwa, by zaspokoić jej potrzebę inwigilowania każdego ruchu.

– Co się dzieje?

– Nic, jest wszystko w porządku. – Zdobył się na mały uśmiech, który miał to niby potwierdzać.

Nagła myśl przebiła mu czaszkę. Wyminął mamę i wszedł do łazienki. Szybie spojrzenie w lustro i już wiedział, że znów coś jest nie tak. Coś jest coraz bardziej nie tak. Jakby tego było mało, czuł, że coś nie tak będzie jeszcze coraz bardziej nie tak.

„Kurwa.”

Jego zmęczona twarz nie miała żadnych śladów pobicia. Przeszklone zmęczeniem oko było w całkowitej normie.